Wieści dotyczące naszych bylych pilkarzy i trenerów

Dyskusje o wszystkim co dotyczy piłkarskiego Zagłębia Sosnowiec
http://zaglebie.sosnowiec.pl

Moderatorzy: flex, turku, Landryn, Smazu, krzysiu, LucasUSA, swiezy52

Re: Wieści dotyczące naszych bylych pilkarzy i trenerów

Postprzez Anakin 2017-01-02, 9:08 am

Lars napisał(a):Nie sądzę by teraźniejszy Śląsk Wrocław oferował mu większe możliwości niż aktualne Zagłębie

Tak, ale chyba tylko pod tym względem, ze większym wyzwaniem dla Urbana byłby awans do Ekstraklasy niż utrzymanie Śląska. Ale Urban jest bardziej specjalistą od kryzysów niż awansów.
Anakin
 
Posty: 1775
Dołączył(a): 2011-06-06, 10:00 am


Re: Wieści dotyczące naszych bylych pilkarzy i trenerów

Postprzez Anakin 2017-01-02, 9:44 am

Grzegorz Fonfara (33 lata) na celowniku Widzewa Łódź. Wychowanek GKS Katowice występował jesienią w pierwszoligowej Stali Mielec, ale nie miał tam pewnego miejsca w składzie. Grzegorz Fonfara w barwach Bełchatowa ©Tomasz Bolt/Polskapresse Grzegorz Fonfara wystąpił wprawdzie w siedmiu meczach, ale w żadnym nie zaliczył 90 minut. Grzegorza Fonfary nie trzeba przedstawiać kibicom GKS Bełchatów. Był w tym klubie od 2004 roku, aż do 2012. W ekipie „Brunatnych” zaliczył w ekstraklasie 111 meczów. Łącznie w najbardziej z prestiżowych lig wystąpił 176 razy. Pozostałe mecze rozegrał bowiem w barwach GKS Katowice.

Czytaj więcej: http://www.gol24.pl/1-liga/a/grzegorz-f ... ,11627489/
Anakin
 
Posty: 1775
Dołączył(a): 2011-06-06, 10:00 am

Re: Wieści dotyczące naszych bylych pilkarzy i trenerów

Postprzez turku 2017-01-06, 3:38 pm

A tu artykuł o naszych byłych - Stolpa i prawie przyszłych - Małkowski zawodnikach

Miłość (do klubu) boli?

Piłkarze na ogół dzielą się na dwa typy. Jedni podróżują po świecie, co i rusz zmieniają pracodawców. Inni przywiązują się do swoich barw i pozostają im wierni aż do końca. Niektórzy aż nazbyt mocno kochają swój klub, a miłość jak to miłość – może odwrócić się ostatecznie przeciwko człowiekowi.

Piłkarze-podróżnicy to bardzo liczna grupa. Niektórzy jednak barwy klubowe zmieniają częściej niż inni. W historii polskiej Ekstraklasy mieliśmy kilka szczególnych przypadków. Najbardziej w oczy rzucają się tacy gracze, jak choćby Rafał Gikiewicz. Karierę rozpoczynał jako bramkarz klubu DKS Dobre Miasto. Później barwy zmieniał jednak szybciej niż rękawiczki (czy może raczej rękawice bramkarskie). Przenosił się do takich zespołów jak Sokół Ostróda, Drwęca Nowe Miasto Lubawskie, Wigry Suwałki, Jagiellonia Białystok czy Śląsk Wrocław. Po wojażach w naszym kraju, wyjechał za granicę, by pograć w Eintrachcie Brunszwik i (aktualnie) Freiburgu. Co ciekawe, w żadnym z tych zespołów bramkarz nie zabawił choćby trzech pełnych sezonów. Zazwyczaj przenosił się już po roku lub dwóch latach. Jego brat jest już totalnym pasjonatem podróży. Po Cyprze, Kazachstanie, Bułgarii i Arabii Saudyjskiej „czaruje” w lidze tajskiej.

Doskonałym przykładem obieżyświata jest także Tomasz Stolpa. Gdy rozpoczynał swoją karierę w Zagłębiu Sosnowiec, nic nie wskazywało na to, aby skończył jako piłkarski Odyseusz. Po czterech latach gry na Śląsku, przeniósł się do Tromso. Później grał jeszcze w siedmiu klubach (w tak egzotycznych ligach, jak choćby azerska), w których nie zagościł dłużej, niż… jeden sezon. Wydawało się, że ustatkuje się w 2011 roku, kiedy zawitał do Siarki Tarnobrzeg, ale po sześciu miesiącach dał sobie spokój z kopaniem piłki.

Czy ktoś jednak marzył o tym, żeby zostać tego typu podróżnikiem? Chyba nie. Przecież każdy w dzieciństwie wolał być raczej Gerrardem, Tottim czy Deyną swojego klubu, a nie Stolpą lub Gikiewiczem.

Nie ulega wątpliwości, że wierność jest cnotą. Ale… czy się opłaca? W wielu przypadkach prowadzi piłkarzy do zostania klubową legendą. Sporo takowych widać w przeszłości. Deyna czy Anioła byli ikonami swoich klubów (Legii i Lecha). Tam jednak warunkował to nieco system polityczny, który zabraniał piłkarzom swobodnych transferów do lig zagranicznych. W czasach współczesnych o takie legendy już ciężej, ale… i tak się zdarzają.

Szczególnie w oczy rzucają się przykłady z największych klubów. Przez wiele lat, na najwyższym poziomie dla Wisły Kraków grali tacy zawodnicy jak Paweł Brożek, Arkadiusz Głowacki czy Radosław Sobolewski. Ten ostatni bliski był nawet zostania trenerem „Białej Gwiazdy” na dłużej niż kilka kolejek. Legia Warszawa miała Kazimierza Deynę i Jacka Zielińskiego, a obecnie ma utrzymującego się już długo w klubie Jakuba Rzeźniczaka. Śląsk może pochwalić się natomiast osobą Dariusza Sztylki, który co prawda na początku swojej piłkarskiej kariery notował epizody u największego rywala – w drużynie Zagłębia Lubin. Później jednak jego serce na dobre zaczęło pompować zieloną krew i ostatecznie zabawił aż dziewięć sezonów w drużynie Śląska.

Dlaczego to lojalnych piłkarzy właśnie tych klubów pamiętamy? Reszta stawki nie ma swoich legend? A może po prostu nie potrafi o nie odpowiednio zadbać? Niestety prawdziwsza wydaje się być niestety hipoteza numer dwa.

Jej potwierdzeniem wydaje się być historia, jaką przeżywa właśnie Zbigniew Małkowski. Bramkarz, który ostatnie siedem lat spędził w Koronie Kielce, wyraźnie kocha swój klub i za wszelką cenę próbuje podpisać ze „złocisto-krwistymi” kolejny kontrakt. Pierwsza jego propozycja została odrzucona. Zaraz po informacji o tym, goalkeeper zmienił jednak swoje oczekiwania tak, aby były one bardziej korzystne dla Korony. Tym razem warunki przyjął sam prezes klubu. Na akceptację nie zgodziła się jednak Rada Nadzorcza.

Ta fatalna decyzja, jaką podjęli kielczanie może okazać się bardzo zła w skutkach dla samego bramkarza. Okazuje się bowiem, że Małkowski miał już gotowy kontrakt w Zagłębiu Sosnowiec. Nie podpisał go jednak, wciąż licząc na ruch ze strony Korony. Teraz oferta gry w I lidze przepadła, prawdopodobnie bezpowrotnie. Czy właśnie w taki sposób zasłużony gracz, został wyrolowany przez swój ukochany zespół? Niestety… wszystko na to wskazuje.

Czasem takich decyzji nie chce się po prostu komentować. I w tym przypadku na całą sytuację spuścimy zasłonę milczenia, a samemu zawodnikowi serdecznie współczujemy. Jak kolejny raz pokazuje życie – miłość jest ślepa. I boli, czasem bardzo.

http://ligabedzieciekawsza.pl/2017/01/0 ... lubu-boli/
turku
 
Posty: 1269
Dołączył(a): 2007-04-21, 6:38 pm
Lokalizacja: Pogoń

Re: Wieści dotyczące naszych bylych pilkarzy i trenerów

Postprzez Adam1906 2017-01-06, 5:41 pm

turku napisał(a):Doskonałym przykładem obieżyświata jest także Tomasz Stolpa. Gdy rozpoczynał swoją karierę w Zagłębiu Sosnowiec, nic nie wskazywało na to, aby skończył jako piłkarski Odyseusz. Po czterech latach gry na Śląsku...

Artykuł fajny, ale jego autor jak zwykle jest dziennikarskim baranem :lol:
Avatar użytkownika
Adam1906
 
Posty: 6803
Dołączył(a): 2009-11-13, 8:04 am
Lokalizacja: Dębowa Góra

Re: Wieści dotyczące naszych bylych pilkarzy i trenerów

Postprzez Adam1906 2017-01-11, 4:09 pm

Łukasz Sołowiej dostał wolną rękę od władz Jagiellonii Białystok i może szukać nowego klubu - poinformowała oficjalna strona białostockiego klubu "Jagiellonia.pl".

28-letni obrońca jesienią rozegrał jedno spotkanie w Pucharze Polski oraz dziesięć meczów w III lidze w drużynie rezerw, w których zdobył jedną bramkę.

http://www.90minut.pl/news/274/news2740 ... lonii.html
Avatar użytkownika
Adam1906
 
Posty: 6803
Dołączył(a): 2009-11-13, 8:04 am
Lokalizacja: Dębowa Góra

Re: Wieści dotyczące naszych bylych pilkarzy i trenerów

Postprzez novack 2017-01-11, 4:18 pm

Mam nadzieję, że Marcinek nie wymyśli mu etatu u nas, w celu ustabilizowania linii obrony. Takich "Sołów" mieliśmy już ze czterech i wystarczy!
Jest taki skarb na dnie duszy polskiej zakopany, jak wierność sprawie z pozoru przegranej...
novack
 
Posty: 5701
Dołączył(a): 2006-08-06, 6:55 pm
Lokalizacja: Śródmieście

Re: Wieści dotyczące naszych bylych pilkarzy i trenerów

Postprzez Luis 2017-01-11, 10:18 pm

A ja mam jakies dziwne obawy, ze za nie dlugo nie bedziemy wcale pisac o Solowieju w kategoriach bylych pilkarzy... ale gdyby on mial "wzmocnic" defensywe, to ja jednak.wole brak "wzmocnien". Te sam efekt, a pewnie z dyche miesiecznie tanszy.
Luis
 
Posty: 536
Dołączył(a): 2013-06-13, 4:45 pm

Re: Wieści dotyczące naszych bylych pilkarzy i trenerów

Postprzez patrios91 2017-01-12, 10:27 am

novack napisał(a):Mam nadzieję, że Marcinek nie wymyśli mu etatu u nas, w celu ustabilizowania linii obrony. Takich "Sołów" mieliśmy już ze czterech i wystarczy!

Podobno Marcin myśli o powrocie Jakuba Pique Dziółki :)
JAROSZEWSKI I CHĘCIŃSKI MUSZĄ ODEJŚĆ
patrios91
 
Posty: 2920
Dołączył(a): 2009-11-06, 1:07 pm
Lokalizacja: Sosnowiec/Warszawa

Re: Wieści dotyczące naszych bylych pilkarzy i trenerów

Postprzez GrubyPerez 2017-01-12, 7:09 pm

patrios91 napisał(a):
novack napisał(a):Mam nadzieję, że Marcinek nie wymyśli mu etatu u nas, w celu ustabilizowania linii obrony. Takich "Sołów" mieliśmy już ze czterech i wystarczy!

Podobno Marcin myśli o powrocie Jakuba Pique Dziółki :)

:) przestań, bo jeszcze przeczyta i będzie :lol:
***[czy jesteś wrogiem czy przyjacielem - zawsze możesz na mnie liczyć. Nigdy o Tobie nie zapomnę***
Avatar użytkownika
GrubyPerez
 
Posty: 1379
Dołączył(a): 2007-06-13, 9:54 pm
Lokalizacja: Sielec

Re: Wieści dotyczące naszych bylych pilkarzy i trenerów

Postprzez Anakin 2017-01-13, 12:36 pm

Czterdzieści lat nie był u lekarza. Jak poszedł... "taka tragedia"
Jarosław Koliński
Dziennikarz "Przeglądu Sportowego"
Były bramkarz Górnika Zabrze 40 lat nie był u lekarza. A jak w końcu poszedł, okazało się, że natychmiast trzeba mu amputować prawą nogę.

Zadzwonił do mnie znajomy dziewięć dni po tym, jak to się stało. „Marek, dowiedziałem się, gdy jechałem samochodem i aż musiałem się zatrzymać, bo nie byłem w stanie dalej prowadzić. Taka tragedia... I powiem szczerze, że tyle dni myślałem, czy zadzwonić, czy jednak nie wypada”. Ja mu na to: „Zbyszek, nie pier..., tylko przychodź z flaszką”. „Marek, wiedziałem! Wariat to jest wariat! Ty się mniej przejmujesz niż ci, którzy się dowiedzieli”, odparł. Bo przyznaję, że naprawdę nie miałem momentu załamania. Muszę sobie jakoś z tym radzić. Większe tragedie ludzi spotykają, na przykład leżą sparaliżowani. A ja przynajmniej mercedesem jeżdżę – opowiada Marek Bęben. Mercedesem, czyli na wózku inwalidzkim.

Z tegorocznego urlopu Bęben wrócił wcześniej niż zazwyczaj. Planował dopiero po święcie Trzech Króli, gdy treningi po przerwie zimowej wznawiają piłkarze czwartoligowej Moravii Morawica, której jest trenerem. Ale w podkieleckiej miejscowości Bęben stawił się już po Bożym Narodzeniu, ponieważ dostał wezwanie do szpitala na mierzenie tymczasowej protezy. Stoi teraz między kanapą a szafą, zapakowana w folię. – Od jutra zaczynam naukę chodzenia. Będzie jak w wojsku: wyprostowany! W prawo! W lewo! Nie chcę nic zaniedbać. Przede wszystkim muszę się nauczyć, by nie zginać kolana, bo na razie robię to automatycznie – mówi były bramkarz m.in. Zagłębia Sosnowiec. Mieszka na górze budynku klubowego Moravii, na dole są szatnia, pokój trenerski i gablota z trofeami. Dni Bęben spędza na rozpisywaniu planów treningowych i przeglądaniu internetu. – Kiedyś czas szybciej leciał. A to poszedłem na spacer, a to pojechałem busem do Kielc, żeby po sklepach połazić. Teraz do sklepu ciężko się wybrać o kulach. Ten brak chodzenia doskwiera najbardziej. Człowiek przecież całe życie był w ruchu – mówi.


A Bęben w ruchu był wyjątkowo często, w bramce stawał nawet w wieku 50 lat. Wystarczyło go poprosić, by zagrał i poratował zespół, a ten zakładał rękawice i wbiegał na boisko, choć rozum podpowiadał: nie. Teraz tym wszystkim znajomym bramkarz z Czeladzi odpowiada w żartach, że specjalnie dał sobie nogę uciąć, by wreszcie dali mu święty spokój. – Nikomu nie potrafiłem odmówić. Prowadziłem kiedyś w Morawicy indywidualne zajęcia z bramkarzami. Akurat był trening i ówczesny trener zespołu poprosił mnie, bym na chwilę stanął w bramce w gierce wewnętrznej. Nic mi nie mogli strzelić! W końcu tamten wziął piłkarzy na bok i pyta: „Chłopaki, zgłaszamy go do rozgrywek?”. No i dałem się namówić... W Niwach Brudzowice to samo. Usłyszałem: „Panie Marku, zagra pan? Tamci zobaczą nazwisko i od razu się przestraszą”. Miałem ponad 51 lat, ale oczywiście się zgodziłem. Gdy już prowadziłem Moravię, również musiałem wystąpić. Graliśmy Puchar Polski. Nasz bramkarz doznał kontuzji i powiedział, że musi zejść. Rezerwowego golkipera nie mieliśmy, na wszelki wypadek do protokołu wpisywałem siebie. Wszedłem na plac przy stanie 3:4, wygraliśmy 6:5. W czasie meczu słyszałem, jak szkoleniowiec rywali krzyczy do piłkarzy: „Strzelajcie!”, a ktoś mu rzucił: „Trenerze, temu staremu ch... nie da się strzelić” – śmieje się Bęben.

W latach 90. było zresztą podobnie. Gdy na Śląsku ktoś potrzebował solidnego bramkarza, wykręcał numer Bębna. Nic dziwnego, bo gdziekolwiek grał, zawsze był ceniony. Najpierw w Zagłębiu Sosnowiec, gdzie spędził 12 sezonów, a trafił tam tylko dlatego, że postraszono go powołaniem do wojska, gdyby próbował podpisać kontrakt gdzie indziej. A następnie w barwach odwiecznego rywala – Górnika Zabrze, w którym zastąpił sprzedanego do Panathinaikosu Ateny Józefa Wandzika. „Zgnębią cię tam” – ostrzegali najbliżsi, ale Bęben się nie przestraszył. Na początku, po kilku słabych meczach, słyszał z trybun, by wracał do Sosnowca, ale dobrą grą zyskał przychylność trybun.

Najbardziej pan Marek zdziwił się, gdy zimą 1998 roku odebrał telefon z Odry z prośbą, by ratował dla Wodzisławia ekstraklasę. Miał wtedy już 40 lat, od czterech grał tylko w niższych ligach. Zgodził się jednak i przez rundę wiosenną był jednym z najsolidniejszych punktów zespołu. To m.in. dzięki jego interwencjom Odra zachowała ligowy byt. A Bęben przy okazji przekroczył barierę 300 występów w ekstraklasie (brakowało mu dwóch). – Pamiętam, jak graliśmy z Ruchem Chorzów. Wygraliśmy 5:0, a przy stanie 4:0 Ruch dostał rzut karny. Mariusz Śrutwa walczył o koronę króla strzelców i przed strzałem poprosił mnie, bym przepuścił piłkę. "Sorry, Mariusz. Jak strzelisz, to strzelisz", odpowiedziałem. Obroniłem i Śrutwa nie sięgnął po koronę – wspomina Bęben. – Następny sezon też rozpocząłem jako pierwszy bramkarz, choć miałem być już tylko trenerem golkiperów. Trenerowi zależało, by dobrze wejść w rozgrywki, więc się zgodziłem. Ale po czwartym meczu, gdy Marcin Szulik ze Stomilu strzelił mi gola z trzydziestu metrów, uznałem, że mój czas minął. W ekstraklasie nigdy więcej już nie zagrałem – mówi.

Bęben już nigdy nie zagra w piłkę, nawet rekreacyjnie. Gdyby wiedział, że ból w prawej nodze, jaki poczuł półtora roku temu, będzie miał takie konsekwencje, z pewnością szybciej poszedłby do lekarza. A tak bagatelizował sprawę. – Jak szedłem spacerkiem do pracy, łapał mnie kurcz w obu łydkach. Musiałem się zatrzymać i ponownie ruszałem po około sześciu sekundach, gdy ból mijał. Długo to lekceważyłem, ale w końcu zdecydowałem się przebadać. Okazało się, że przyplątała się dna moczanowa. Dostałem tabletki. Ale w styczniu ubiegłego roku zauważyłem, że noga mi puchnie. Pod koniec lutego opuchlizna była już naprawdę duża. Miałem strupek na rogu piętki i zdrapałem go wieczorem. Patrzę rano, a rana, która mi się zrobiła po zdrapaniu, jest tak duża, że gdybym pociągnął palcem, całą piętę mógłbym oderwać od stopy. Wdało się zakażenie i zaatakowało krew. Pojechałem na pogotowie, pokazałem lekarzowi nogę, a on od razu powiedział: amputacja nogi.

– Słucham?

– Co się pan tak patrzysz? Amputacja!

Bęben został na noc w szpitalu, a na drugi dzień przed południem miał przejść operację. Zapewnia, że się nie stresował, spał spokojnie i czekał tylko, aż będzie po wszystkim. – Czterdzieści lat nie byłem u lekarza, a jak raz poszedłem, to od razu takie wieści usłyszałem... – mówi. – Dawniej to chyba trzeba było mieć 40 stopni gorączki, żeby do przychodni pójść. Zwłaszcza za czasów trenera Huberta Kostki w Górniku. Kiedyś złamali mi w meczu palec z rozszczepieniem w czterech miejscach. Dotrwałem jednak ostatniego gwizdka. Lekarz chciał mnie zabrać na prześwietlenie, a Kostka powiedział: „Pokaż no to, chopie. Ło, jo z tym groł! We wtorek na trening!”. Ale w szpitalu potwierdzili złamanie i musiałem pauzować – wspomina dawne czasy.

Były bramkarz Zagłębia Sosnowiec podczas operacji był świadomy, co się dzieje. – Dostałem zastrzyk w kręgosłup, na chwilę odcięło mi prąd. Gdy się ocknąłem, zobaczyłem przed sobą niebieski parawan i rozmawiających lekarzy. Jeden mówi: „Idę wymienić piłę, bo ta jest tępa”. Zastanawiałem się, gdzie jestem. W jakimś horrorze, czy co? Po chwili usłyszałem dźwięk piły i poczułem swąd spalonej kości. O godzinie 16, kiedy było już po wszystkim, zajrzałem pod pościel. Kolano jest, to dobrze, pomyślałem. Bo wcześniej była mowa, że może wyżej będzie trzeba ciąć. Ale reszty nogi nie było... Jeśli chodzi o przyczynę, w papierach mam napisaną miażdżycę i martwicę. Podobno gdybym poczekał ze zgłoszeniem na pogotowie dłużej, byłoby po mnie. A gdybym przyszedł wcześniej o jakieś dwa miesiące, to może dałoby się to wyleczyć – twierdzi Bęben, który odczuwał tzw bóle fantomowe. – Przez około pół roku człowiek żyje ze świadomością, że noga ciągle jest. Czuje się np., że pięta swędzi. Łapałem się zatem na myśleniu: Bęben, co ty, przecież ty nogi nie masz, gdzie ty chcesz się podrapać?

Pan Marek nie chciał martwić żony, więc ta o amputacji dowiedziała się dopiero po... dwóch tygodniach. Gdy dzwoniła, mąż kłamał, że właśnie robi sobie kanapki do pracy. O chorobie dowiedziała się już po wyjściu Bębna ze szpitala, ale wcale nie od niego, tylko z internetu. Ktoś wrzucił na Facebook zdjęcie, jak Bęben podczas meczu Moravii stoi przy ławce rezerwowych wsparty o kulach. Tajemnicy dłużej nie dało się więc utrzymać. – Zadzwoniła do mnie, chwilę rozmawialiśmy i w końcu spytała: masz mi coś jeszcze do powiedzenia? Dopiero wtedy się przyznałem. W klubie mówili, że jestem niemożliwy, że tak długo trzymam ją w niewiedzy – uśmiecha się Bęben.

Mecz, na którym ktoś zrobił zdjęcie i wrzucił do internetu, był dla Bębna wyjątkowy, bo pierwszy, w którym prowadził drużynę po wyjściu ze szpitala. Wyszedł w piątek, a już w sobotę wrócił do pracy. Piłkarze Moravii nie zawiedli swojego trenera, odnieśli najwyższe zwycięstwo w sezonie (10:0 z Koprzywianką Koprzywnica), a po meczu podeszli do Bębna i powiedzieli: „Trenerze, to dla pana tak zapieprzaliśmy!”. Zapieprzali tak zresztą do końca sezonu, wygrywając świętokrzyską okręgówkę i awansując do czwartej ligi. – W tamtym meczu początkowo nie chciałem siadać na ławce, zamierzałem oglądać mecz przez okno, ale zawodnicy uparli się, że mam iść z nimi, bo nie będzie miał ich kto ochrzaniać. Nie bałem się reakcji ludzi w Morawicy, ale na wyjazdach zastanawiałem się, czy nie usłyszę z trybun jakichś docinków na temat mojej nogi. Na szczęście wszyscy byli bardzo sympatyczni – zapewnia.

Tymczasową protezę Bęben będzie nosił do wiosny, później ma otrzymać nową, już na stałe. Koszt nie jest mały, bo między 35 a 50 tysięcy złotych. W zbiórkę pieniędzy włączyli się liczni przyjaciele Bębna, m.in. Mirosław Kmieć i Jan Urban. Zdecydowana większość kwoty została już zebrana. – Z jednej strony widzę, jak wielu mam przyjaciół, ale z drugiej sytuacja jest krępująca. Ktoś może zapytać, dlaczego nie mam pieniędzy, skoro tyle lat w piłkę grałem. Ale to były inne czasy, wtedy wielkich kokosów nie było. Nie dało się odłożyć za dużo – twierdzi Bęben. Najważniejsze, że wkrótce będzie mógł normalnie chodzić. I mercedes nie będzie już potrzebny.
http://eurosport.onet.pl/pilka-nozna/i- ... dia/2mtj20
Anakin
 
Posty: 1775
Dołączył(a): 2011-06-06, 10:00 am

Re: Wieści dotyczące naszych bylych pilkarzy i trenerów

Postprzez jls 2017-01-16, 11:58 am

jls
 
Posty: 509
Dołączył(a): 2006-06-07, 12:29 pm
Lokalizacja: Sosnowiec

Re: Wieści dotyczące naszych bylych pilkarzy i trenerów

Postprzez August 2017-01-16, 5:28 pm

Przez ostatnie pół roku 28-letni defensor, Łukasz Sołowiej, był zawodnikiem Jagiellonii Białystok, ale nie zdołał zapracować na względy trenera Michała Probierza. Grał głównie w rezerwach.



W Częstochowie spodziewany jest dziś Łukasz Sołowiej. Przez ostatnie pół roku 28-letni defensor był zawodnikiem Jagiellonii Białystok, ale nie zdołał zapracować na względy trenera Michała Probierza. Zamiast debiutu w ekstraklasie doczekał się jedynie 90-minutowego występu w Pucharze Polski. Resztę jesieni spędził w III-ligowych rezerwach „Jagi”.
Były obrońca Zagłębia Sosnowiec tej zimy pertraktował już z Podbeskidziem Bielsko-Biała i Chrobrym Głogów. Z tym drugim klubem w ubiegłym tygodniu był nawet bliski podpisania kontraktu. Sprawy przybrały jednak nieco inny obrót, gdy pojawiła się oferta z Rakowa.
- Liczyłem na Łukasza, ale nie jestem specjalnie rozczarowany, bo wielu już było takich piłkarzy, którzy jechali do Głogowa, a po drodze dostawali bardziej atrakcyjną finansowo propozycję - mówi trener Chrobrego, Ireneusz Mamrot. - Realia są takie, że w sporcie decydują pieniądze. Nie stać nas na to, żeby pod tym względem rywalizować z Rakowem. To klub o bardzo dużych możliwościach finansowych i z wysokimi ambicjami. Dla mnie pewniak do awansu. Za pół roku będzie grał o szczebel wyżej.
Jeśli Sołowiej zwiąże się umową z liderem II ligi, będzie trzecim zawodnikiem, jaki w zimowym antrakcie dołączy do zespołu spod Jasnej Góry. Wcześniej zaangażowano dwóch graczy na inne pozycje - bramkarza Mateusza Lisa (Lech Poznań, a jesienią Podbeskidzie) i pomocnika Tomasza Wróbla (Rozwój Katowice).
http://katowickisport.pl/pilka-nozna/ii ... 12456.html
Divina favente clementia Romanorum imperator semper Augustus
August
 
Posty: 14656
Dołączył(a): 2005-04-19, 4:48 pm

Re: Wieści dotyczące naszych bylych pilkarzy i trenerów

Postprzez August 2017-01-25, 4:37 pm

Jeszcze kilka miesięcy temu nikt go w Polsce nie znał. Vamara Sanogo (22 l.) przed przyjazdem do naszego kraju miał bardzo marne CV, ale w Zagłębiu Sosnowiec odnalazł się na tyle, że wyrósł na jedną z gwiazd pierwszej ligi. Francuz grał tak dobrze, że tej zimy mógł wybrać: Lech Poznań czy Legia Warszawa. – Nie miałem wątpliwości, projekt Legii wydał mi się większy i ciekawszy niż ten Lecha – mówi nam Vamara Sanogo, nowy piłkarz stołecznego klubu.

„Super Express”: - Gdyby kilka miesięcy temu ktoś ci powiedział, że zagrasz w Legii, to…

Vamara Sanogo: - Poprosiłbym go, żeby przestał kłamać. Jestem młody, mam niecałe 22 lata, ale za sobą sporo negatywnych doświadczeń w piłce. W FC Metz, gdzie zaczynałem, wszystko źle się skończyło, potem nie miałem przez rok klubu, nie wyszły mi testy w kilku zespołach, w końcu trafiłem do niższych lig angielskich. Miałem pod górkę, bo i kontuzje się trafiały, i te problemy, o których wspomniałem. W pewnym momencie, właśnie po odejściu z Metz, w ogóle przestałem grać w piłkę. Poszedłem do pracy, starszy brat ma firmę, która kładzie światłowody – pod telewizję, pod telefony i tak dalej. Zostałem jego asystentem i tak zarabiałem na życie. Na szczęście potem trafił się ten wyjazd do Anglii i choć łatwo tam nie było, to powolutku zaczęło się to układać. No, a od momentu przyjazdu do Polski to już w ogóle moje piłkarskie życie tak przyspieszyło, że do tej pory nie mogę w to uwierzyć.

- No właśnie. Przyjeżdżałeś tu jako anonim, a po kilku miesiącach walczyły o ciebie dwa najlepsze polskie kluby. Szczerze: w sumie ile miałeś ostatnio ofert?

- Takie konkretne, to dwie. Z Lecha i Legii.

- I długo się wahałeś?

- Nie, praktycznie ani przez moment. Wiem, że Legia i Lech to dwa największe polskie kluby, więc zainteresowanie z obu stron to bardzo przyjemna rzecz. Ale… projekt Legii wydał mi się jednak większy, ciekawszy, taki, który może mi dać więcej. Niedawno Liga Mistrzów, teraz Liga Europy. Trafiam do klubu, w jakim jeszcze nie grałem. Poza tym, znałem z pracy w Sosnowcu trenera Jacka Magierę i jego osoba też miała wielki wpływ na moją decyzję. Przez krótki czas bardzo dużo się u niego nauczyłem i dla mnie przenosiny do Warszawy to jakby druga część tej nauki. Pan Magiera to świetny trener i superczłowiek. Przy kimś takim na pewno dużo zyskam.

- To kiedy po raz pierwszy usłyszałeś, że Legia cię chce?

- Ta dobra nowina zastała mnie po zakończeniu rundy jesiennej, w Paryżu, u rodziny. Zadzwonił mój menedżer i powiedział, że jest konkretne zainteresowanie ze strony Legii. Szczerze? Nie bardzo mu uwierzyłem na początku. Na szczęście okazało się to prawdą.

- Jaki mecz uważasz za swój najlepszy do tej pory? Taki, który chciałbyś powtórzyć w Legii?

- Zdecydowanie ten z Podbeskidziem, wygraliśmy tam 5:4, a ja strzeliłem dwa gole i zaliczyłem asystę. O tak! Coś takiego chciałbym pokazać kibicom Legii. Nie w każdy weekend bierze się udział w tak szalonym meczu. Tam było wszystko. Walka, technika, gole, dramaturgia…

- Część kibiców Legii cieszy się, że klub pozyskał utalentowanego gracza, ale część kręci też nosem, bo wolałaby kogoś z głośnym nazwiskiem. Nie masz obaw, że Legia to dla ciebie jednak za wysokie progi?

- Nie, obaw nie mam żadnych. Jestem nastawiony bardzo pozytywnie. Chcę pokazać, że zasłużyłem na zaufanie, jakim obdarzyła mnie Legia. Nie chcę być statystą, zamierzam poważnie powalczyć o miejsce w składzie.

- Pytanie kiedy, bo niedługo przejdziesz zabieg stawu kolanowego…

- Nie znam jeszcze dokładnej daty zabiegu, ale ma to nastąpić bardzo szybko. Potem rehabilitacja i powrót. Plan jest taki, żeby dołączyć do zajęć z zespołem jeszcze przed końcem sezonu, a walkę o pierwszy skład zacząć od lata.

- Na kim się wzorujesz, kogo podpatrywałeś?

- Piłkarzem, który wbił mi się w dzieciństwie w pamięć, jest Didier Drogba. Dla mnie gracz kompletny. Strzela, walczy, egzekutor i wojownik – wszystko w jednym.

- Wskazałeś go również dlatego, że ty też pochodzisz z Wybrzeża Kości Słoniowej?

- W pewnym sensie tak, choć głównie ze względu na umiejętności.

- Podobno przed przyjazdem do Polski z naszych piłkarzy znałeś tylko Lewandowskiego?

- Lewandowskiego i Grosickiego. O samym kraju wiele nie wiedziałem, ale oczywiście zanim przyjechałem do Sosnowca, to sporo o nim w necie poczytałem. Generalnie muszę powiedzieć, że trafiłem wspaniale. W Zagłębiu przyjęto mnie super, i drużyna i wszyscy dookoła. Dzięki ich postawie moja aklimatyzacja w Polsce była o wiele łatwiejsza. Za to jestem ludziom z Zagłębia niezwykle wdzięczny.
http://sport.se.pl/pilka-nozna/ekstrakl ... 39450.html

Nowy piłkarz mistrza Polski tłumaczy, dlaczego wybrał grę w Warszawie i wspomina swoje niepowodzenia we Francji i Anglii.

Maciej Kaliszuk: Chciał pana kupić Lech, pojawiło się zainteresowanie ze strony Piasta. Dlaczego wybrał pan Legię Warszawa? Czy nie lepiej było zacząć grę w ekstraklasie od nieco słabszego zespołu?

Vamara Sanogo: Wybrałem Legię, bo to wielki klub. Widziałem, że mnie rzeczywiście chce, jej przedstawiciele dużo rozmawiali z Zagłębiem na mój temat. Kluczowe była przede wszystkim osoba trenera Magiery, który mnie dobrze zna z Zagłębia. W dużym stopniu dlatego przychodzę do Legii.

Jaki to szkoleniowiec?

Vamara Sanogo: Przede wszystkim jest bliski piłkarzom. Troszczy się o zawodników, często z nimi rozmawia. Wierzę, że przy nim będę mógł zrobić postęp.
Jednak w Legii będzie trudno o miejsce w pierwsze jedenastce. Przeskok między pierwszoligowym Zagłębiem a drużyną mistrza Polski może być ogromny. Magiera coś panu obiecywał?

Vamara Sanogo: Niczego mi nie gwarantował. Ale nie boję się gry w Legii.

Na dodatek w Sosnowcu zdobył pan tylko pięć bramek. Jak na napastnika nie jest to oszałamiający wynik.

Vamara Sanogo: To prawda, że nie strzelałem wielu goli, ale pomagałem drużynie. A to jest moim zdaniem najważniejsze.

Zdążył pan poznać nowych kolegów?

Vamara Sanogo: Jeszcze nie, oni w styczniu prawie cały czas są w Hiszpanii.

Zanim trafił pan do Polski, grał pan w Anglii. W występującym w League One Fleetwood Town wystąpił pan tylko w jednym spotkaniu, a w szóstoligowym Nuneaton Town w siedmiu meczach zdobył pan jedną bramkę. Dlaczego na Wyspach poszło panu tak marnie?

Vamara Sanogo: We Fleetwood dość szybko doznałem kontuzji. W czasie gdy przechodziłem rekonwalescencję, zmienił się trener (Grahama Alexandra zastąpił Steven Pressley – przyp. red.) i nie mieściłem się w planach nowego menedżera. Poszedłem na wypożyczenie do Nuneaton, ale tam mi się nie wiodło. Trudno to wyjaśnić.

Wcześniej występował pan w rezerwach Metz, którego jest pan wychowankiem. Ten klub słynie ze świetnej szkółki, wyszli z niej Robert Pires, Emmanuel Adebayor czy Ludovic Obraniak. Pan nie poszedł ich śladem i nie zagrał w pierwszym zespole.

Vamara Sanogo: To prawda, nie zaproponowali mi kontraktu, więc wyjechałem do Anglii. Chciałem spróbować gry za granicą.

Jak pan trafił do Zagłębia?

Vamara Sanogo: Mój menedżer powiedział mi, że ten klub szuka napastnika. Oczywiście nic o nim nie wiedziałem, ale okazało się to dobrą decyzją. Będę zawsze miło wspominać ten zespół. Pragnę podziękować ludziom z Zagłębia za to, co dla mnie zrobili. Wszyscy w klubie mi pomagali, bardzo dobrze się tam czułem. W ogóle w Polsce mi się podoba i cieszę się, że tu zostanę.

Początkowo miał pan grać w Zagłębiu na zasadzie wypożyczenia wiosną. Po badaniach medycznych w Legii zdecydowano jednak inaczej i trafił pan do nowego klubu, ale musi teraz poddać się operacji.

Vamara Sanogo: Tak, na pewno żałuję, że nie zagram wiosną w Zagłębiu, bo chciałem pomóc w awansie. Okazało się, że mam pewien problem z kolanem i wiosną będę się rehabilitować. W tym sezonie już nie zagram.

Podobno jest pan spokrewniony z Yayą Sanogo, napastnikiem Arsenalu.

Vamara Sanogo: To mój kuzyn. Utrzymuję z nim kontakt. Na pewno chciałbym pójść jego śladem.

Ma pan dwa obywatelstwa – Francji i Wybrzeża Kości Słoniowej. Na razie gra w reprezentacji jakiekolwiek kraju jest nierealna, ale w przyszłości liczy pan, że przebije się do drużyny WKS? Czy czuje się pan bardziej Francuzem?

Vamara Sanogo: Wychowałem się we Francji, ale pochodzę z WKS. Oba kraje są mi bliskie. Na razie jednak nie myślę o żadnej reprezentacji. Jeśli kiedyś pojawi się taka możliwość, to na pewno ją rozważę.
http://www.przegladsportowy.pl/pilka-no ... 1,721.html
Divina favente clementia Romanorum imperator semper Augustus
August
 
Posty: 14656
Dołączył(a): 2005-04-19, 4:48 pm

Re: Wieści dotyczące naszych bylych pilkarzy i trenerów

Postprzez Adamek182 2017-02-28, 4:14 pm

Raz jeszcze o Sanogo.
Wobec niesamowitej impotencji strzeleckiej Legii Warszawy dzisiaj uprawniony do gry zostal Vamara Sanogo.
To co z tym urazem co to moze zniszczyc kariere Vamary Sanogo w przyszlosci?
Adamek182
 
Posty: 748
Dołączył(a): 2007-11-11, 12:11 am

Re: Wieści dotyczące naszych bylych pilkarzy i trenerów

Postprzez RUDI 2017-02-28, 11:10 pm

Adamek182 napisał(a):Wobec niesamowitej impotencji strzeleckiej Legii Warszawy dzisiaj uprawniony do gry zostal Vamara Sanogo.


Szukałem i szukałem ,i wreszcie znalazłem źródło : http://www.legia.net/wiadomosci,69138-s ... o_gry.html
Ale jakoś dziwny ten news ,-" ..Vamara Sanogo został uprawniony do gry w Legii informuje "90minut.pl".."
Podają za 90 minut ,tego tam nie ma ,a artykuł z dzisiejsza datą .Jak na razie nie ma co komentować ,bo ne wiadomo czy to jest fakt i czy zagra w tej rundzie .
> O KIBICOWANIU WIEM NIEWIELE <
Avatar użytkownika
RUDI
 
Posty: 1882
Dołączył(a): 2009-03-16, 9:23 am

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Piłka nożna

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników