Moderatorzy: flex, turku, Landryn, Smazu, krzysiu, LucasUSA, swiezy52
RUDI napisał(a):Patryk Mularczyk znowu strzela dla Bełchatowa ,oby chłopak się rozwijał sportowo i kiedyś zdobywał bramki dla Zagłębia w ekstraklasie .
"GKS Bełchatów 2-1 Rozwój Katowice
Paweł Czajkowski 55, Patryk Mularczyk 60 - Émile Thiakane 47 (s)
http://www.90minut.pl/news/289/news2897 ... ozwoj.html
Ps 5 bramek na 9 kolejek ,chyba dobry wynik
Marek Bęben połączył Zagłębie Sosnowiec i Górnika Zabrze. Niezwykła historia, która mogła się w ogóle nie zacząć
Zagłębie Sosnowiec w latach 80. Marek Bęben w górnym rzędzie. Piąty od lewej. (archiwum. Janusza Koterwy)
- Gdy leżałem w szpitalu, to prosiłem Boga, żeby pozwolił mi stamtąd wyjść i wrócić do pracy. Znowu zobaczyć zieloną murawę i usiąść na trenerskiej ławce. Patrzenie na chorych, cierpiących dołuje. A jak się jest w ruchu, robi to, co się kocha, czas szybko leci - mówi Marek Bęben, który przez długie lata kariery zapracował na szacunek kibiców Zagłębia Sosnowiec i Górnika Zabrze.
Zbliża się mecz Zagłębia z Górnikiem, a to przecież wymarzona okazja, żeby przypomnieć historię bramkarza, który mocno zapisał się w pamięci kibiców obu klubów.
Zaczęło się na ulicy... – Od małego miałem do tego smykałkę. Gdy graliśmy ulica na ulicę, to Bęben zawsze musiał stać na bramce. Gdy trafiłem do CKS-u Czeladź, to jeszcze nie byłem przekonany do tego bronienia. Było nas dwóch – ja i Marek Kowalski. Gdy ja broniłem, to on szedł do ataku, gdy między słupkami stał Marek, to ja grałem na lewej obronie. Męczyłem się jednak, no i nie strzelałem bramek. I tak w końcu podjąłem decyzję, że będę bramkarzem. Patrzyłem wtedy jak w obrazek w Janka Tomaszewskiego i marzyłem, że kiedyś zagram w reprezentacji – wspomina.
CKS Czeladź to była solidna firma, ale wyżej niż druga liga głowy nie podnosił. Szansę na rozwój dawało leżące za miedzą Zagłębie.
– Trafiłem do klubu z Sosnowca z problemami. Był taki moment, że w ogóle przestałem grać w piłkę. CKS nie był w stanie załatwić mi etatu na kopalni, więc pracę znalazłem sobie sam – w Mostostalu Będzin. Piłkarskie buty i rękawice rzuciłem w kąt na prawie rok. I pewnie tak by zostało, gdyby nie trener Górnika Piaski. Przyszedł do mojego ojca i tak długo go urabiał, że w końcu wróciłem na boisko. Gdy już grałem w Górniku, to szybko przypomniał sobie o mnie CKS. O przejściu do Zagłębia zadecydował jeden mecz, z Sarmacją Będzin. Przegraliśmy 0:1, ale ja wyciągnąłem przynajmniej osiem sytuacji sam na sam. Kilka dni później do moich drzwi zapukał Krzysztof Smulski, działacz Zagłębia. Już wtedy interesowała się mną Odra, więc mój ojciec myślał, że to delegacja z Wodzisławia. Szybko został jednak wyprowadzony z błędu i poinformowany, że albo trafię do Zagłębia, albo do... wojska – opowiada.
Stanął na drodze GieKSy do mistrzostwa
W Zagłębiu Bęben zakotwiczył na długie dwanaście lat. Związał się z nim na dobre i złe. Świętował z Zagłębiem awans i spadek z ekstraklasy. – Teraz widzę, że spędziłem tam za dużo czasu. Powinienem odejść po pięciu latach. Byłem jednak bardzo związany z Zagłębiem – mówił w jednym z wywiadów.
Zagłębie Sosnowiec - lata 80. (arch. rodzinne Janusza Koterwy)
W latach osiemdziesiątych Zagłębie nie liczyło się już w polskiej lidze, a Bęben chciał grać o wysoką stawkę. Dlatego zdecydował się opuścić Sosnowiec. Akurat wtedy w klubie rozpoczął się głęboki kryzys.
– Już w styczniu 1990 r. chciano pozbawić kopalnianych etatów wszystkich zawodników. Drużyna akurat przebywała na obozie przygotowawczym. Natychmiast część piłkarzy wyjechała ze zgrupowania, by szukać nowych klubów. Pozostali czasem w ogóle nie przychodzili na treningi. Raz na zajęciach pojawiało się piętnastu piłkarzy, innym razem pięciu – wspomina.
Zanim opuścił Zagłębie, zdążył rozegrać chyba najlepszy mecz w swojej karierze. 12 maja 1990 r. sosnowiczanie spotkali się w Katowicach z GKS-em. Drużyna Mariana Dziurowicza miała wtedy bardzo mocny skład i marzyła o mistrzostwie Polski. Warunkiem było zwycięstwo nad Zagłębiem.
– Pamiętam, że cały mecz toczył się w deszczu. Obroniłem wtedy mnóstwo strzałów. Katowiccy kibice docenili mój występ. Mimo rozczarowania wynikiem nagrodzili mnie brawami, kiedy schodziłem z boiska – mówi. „Sport” za ten występ przyznał mu maksymalną notę – dziesiątkę.
Kilka miesięcy później Bęben za 200 milionów złotych znalazł się w Zabrzu. Górnik marzył wtedy o kontynuacji wspaniałej passy z lat 1985-1988. Do Grecji wyjechał właśnie Józef Wandzik i zabrzańscy działacze poszukiwali jego następcy.
– Miałem w Zabrzu bronić przez jeden sezon. Zostałem cztery lata. Z planowanego wyjazdu za granicę nic nie wyszło – wzdycha.
Skandal w Warszawie
W barwach zabrzańskiego klubu zagrał m.in. w Pucharze UEFA i finale Pucharu Polski. Najbardziej żałuje, że nie udało mu się zdobyć mistrzostwa Polski w 1992 r.
– O wszystkim zdecydował sławny mecz w Warszawie w ostatniej kolejce. Legii do tytułu wystarczał remis, ale do przerwy po golu Szemońskiego prowadziliśmy 1:0. Potem sędzia Redziński zaczął „odstawiać kabaret”. Po kolei wyrzucał naszych zawodników z boiska. Grając w dziewiątkę, straciliśmy gola. Pamiętam, że rozbawiła mnie sytuacja z ostatnich minut. Wściekły Tomek Hajto, który wcześniej zobaczył już żółtą kartkę, biegł za sędzią krok w krok i puszczał mu takie „wiązanki”, że uszy puchły. W normalnej sytuacji zostałby natychmiast wyrzucony z boiska. Gdyby jednak dostał czerwoną kartkę, to zostałoby nas siedmiu, a wtedy z powodu zdekompletowania drużyny sędzia musiałby przerwać mecz. Nie chciał dopuścić do jeszcze większego skandalu i udawał, że nic nie słyszy – przypomina.
Aleksander Kłak (Fot. Archiwum)
W 1994 r. Bęben opuścił Zabrze. – Wszystko zaczęło się, kiedy sprowadzono Alka Kłaka. Stawiano tylko na niego, przecież trzeba było wypromować wicemistrza olimpijskiego. Ja nie czułem się gorszy. Chciałem grać, a nie siedzieć na ławce, więc odszedłem – mówi.
Strzał z 25 m zakończył karierę
Przeszedł do drugoligowej Polonii Bytom. Grał tam przez jeden sezon. Potem Leszek Baczyński, prezes odrodzonego Zagłębia, zaproponował mu szkolenie bramkarzy i grę w klasie okręgowej. Bronił znakomicie. Przez całą rundę puścił tylko sześć bramek. Tymczasem Polonia spadła na ostatnie miejsce w tabeli. Trener Edward Lorens zadzwonił do Bębna i poprosił go o ratowanie klubu przed spadkiem.\
Na wiosnę 1996 r. Polonia z Bębnem w składzie była najlepszym zespołem w drugiej lidze. Gdyby nie fatalna jesień, w Bytomiu świętowano by awans. Po pół roku Bęben wrócił do klubu z Sosnowca. Tam znalazł się w kadrze zespołu razem z... własnym synem, który wcześniej bronił bramki drużyny juniorów CKS Czeladź. Gdy myślał już o końcu kariery, przypomniała sobie o nim Odra Wodzisław.
Marek Bęben i Jerzy Wyrobek po meczu Odry Wodzisław (KRZANOWSKI ROBERT)
– W Zagłębiu już powiesiłem buty na kołku, kibice mnie pożegnali i... w wieku 40 lat dostałem propozycję z Odry Wodzisław. Miałem szkolić bramkarzy, a sam stanąłem między słupkami. Pomogłem wtedy Odrze utrzymać się w lidze. Złapałem karnego Mariuszowi Śrutwie i przez to nie został królem strzelców. Dość powiedziałem dopiero po meczu ze Stomilem Olsztyn, gdy Marcin Szulik zaskoczył mnie strzałem z 25 metrów. „Oj, Marek, skoro nie łapiesz piłki uderzonej z tej odległości, to czas kończyć” – powiedział sobie, i tym razem słowa dotrzymał.
Zakrzepica pozbawiła go nogi
Po zakończeniu kariery został trenerem, a życie go nie oszczędzało. Gdy pracował w Morawicy, niewielkiej miejscowości nieopodal Kielc, zachorował na zakrzepicę. Choroba doprowadziła do amputacji nogi. – Ciągle człowiek kopał tę piłkę prawą nogą, to i się dokopał. Zakrzepica to choroba bramkarzy, bo znam więcej takich przypadków jak ja – mówił Bęben.
– Gdy leżałem w szpitalu, to prosiłem Boga, żeby pozwolił mi stamtąd wyjść i wrócić do pracy. Znowu zobaczyć zieloną murawę i usiąść na trenerskiej ławce. Patrzenie na chorych, cierpiących dołuje. A jak się jest w ruchu, robi to, co się kocha, czas szybko leci. Gorsze tragedie ludzie przeżywają i jakoś dają sobie radę – podkreśla.
Bęben opuścił szpital w piątek, a już w sobotę usiadł na trenerskiej ławce. Moravia pokonała wtedy Koprzywiankę Koprzywnica aż 10:0. – Obawiałem się, jak ludzie na mnie zareagują. Czy będą złośliwe komentarze, śmiech. Wiadomo, jak to jest – z jedną nogą, o kulach. Nie usłyszałem jednak żadnego przykrego komentarza. Mieszkańcy Świętokrzyskiego to życzliwi ludzie – opowiadał nam Bęben, który jest obecnie szkoleniowcem Spartakusa Daleszyce.
Marek Bęben (z tyłu) podczas meczu na Stadionie Ludowym (JAN KOWALSKI)
Przed poniedziałkowym spotkaniem (godz. 18) z Górnikiem Zabrze Zagłębie uhonoruje Bębna okolicznościową koszulką. Wyróżniony zostanie również Władysław Szaryński, kolejny z piłkarzy, który w czasie kariery reprezentował śląski i zagłębiowski klub.
August napisał(a):Sympatyczny Tymek przyniósł „szczęście” w swoim debiucie w Gieksie. Jak wszedł to po parunastu minutach Gejksa straciła dwie bramki a Tymek zmarnował dwie okazje do strzelenia bramki. Tak trzymać. Mam na myśli Gieksę rzecz jasna.
novack napisał(a):Ze skrótu meczu wynika, źe obie bramki dla Chrobrego padły z sektora za który odpowiedzialny jest lewy obrońca, a obrońcy tam nie było, ale czy Puchacz miał pełnić obowiązki lewego obrońcy, czy też dostał od trenera inne zadania, tego nie wiemy.
Tymoteusz Puchacz (grał od 72. minuty) – bez oceny
Za krótko na boisku, by dostać notę, ale był aktywny po obu stronach boiska. Kilka razy ładnie zszedł ze skrzydła do środka, ale niestety jego uderzenia okazały się albo niecelnie, albo zablokowane, albo wybronione przez Abramowicza. Możemy mieć z niego pożytek.
Adam1906 napisał(a):novack napisał(a):Ze skrótu meczu wynika, źe obie bramki dla Chrobrego padły z sektora za który odpowiedzialny jest lewy obrońca, a obrońcy tam nie było, ale czy Puchacz miał pełnić obowiązki lewego obrońcy, czy też dostał od trenera inne zadania, tego nie wiemy.
Jak dla mnie nieistotne kto z cyganów jest winny utracie bramek. Dla mnie istotne jest, że muszą mieć "zajebiaszczo dobrych" piłkarzy, skoro tak się zachwycają PuchaczemTymoteusz Puchacz (grał od 72. minuty) – bez oceny
Za krótko na boisku, by dostać notę, ale był aktywny po obu stronach boiska. Kilka razy ładnie zszedł ze skrzydła do środka, ale niestety jego uderzenia okazały się albo niecelnie, albo zablokowane, albo wybronione przez Abramowicza. Możemy mieć z niego pożytek.
Na pewno będziecie mieć z niego pożytek w obronie. Tego wam z całego serca "życzę"
Blajpios napisał(a):żebyście się tylko nie zdzwili, gdy za parę lat, może nawet nie będzie "następcą W. Rudego" w reprezentacji, znaczącym w niej zawodnikiem, ale za to wybijającym się w lidze lewoskrzydłowym obrońcą, którego byście chcieli widzieć w Zagłębiu, ale będzie nierealne. Innymi słowy - może już naprawdę dać żyć temu młodemu człowiekowi, niech się rozwinie, choćby na poziom reprezentacyjny, bo tu Polska "zawsze" ma kłopoty (na lewej obronie) - a nie ścigać go po innych drużynach czy nawet forach po to tylko, by obśmiewać? I co - tak leczyć niepewność, że może się błąd w ocenie popełniło, więc lepiej go zdeptać, by się nie rozwinął? Myślę, że to się już nie uda, choć kto wie, czy Lech go nie z tej przyczyny zabrał - jakkolwiek ufam, że raczej trener D. Dudek powiedział, że na razie niech jeszcze do Ekstraklasy nie startuje, niech jeszcze w I lidze pogra, niemniej sądzę, że nie skreślił go całkowicie, jak niektórzy.
August napisał(a):Blajpios napisał(a):żebyście się tylko nie zdzwili, gdy za parę lat, może nawet nie będzie "następcą W. Rudego" w reprezentacji, znaczącym w niej zawodnikiem, ale za to wybijającym się w lidze lewoskrzydłowym obrońcą, którego byście chcieli widzieć w Zagłębiu, ale będzie nierealne. Innymi słowy - może już naprawdę dać żyć temu młodemu człowiekowi, niech się rozwinie, choćby na poziom reprezentacyjny, bo tu Polska "zawsze" ma kłopoty (na lewej obronie) - a nie ścigać go po innych drużynach czy nawet forach po to tylko, by obśmiewać? I co - tak leczyć niepewność, że może się błąd w ocenie popełniło, więc lepiej go zdeptać, by się nie rozwinął? Myślę, że to się już nie uda, choć kto wie, czy Lech go nie z tej przyczyny zabrał - jakkolwiek ufam, że raczej trener D. Dudek powiedział, że na razie niech jeszcze do Ekstraklasy nie startuje, niech jeszcze w I lidze pogra, niemniej sądzę, że nie skreślił go całkowicie, jak niektórzy.
Ja pójdę dalej i jak najbardziej na poważnie życzę Sympatycznemu Tymkowi aby jego talent eksplodował tak aby się stał nie tylko czołowym obrońcą ekstraklasy czy pierwszej reprezentacji ale zawodnikiem, o którego będą się biły czołowe kluby Europy. Zaznaczam również, że nazywając Puchacza Sympatycznym również nie stosuję ani sarkazmu ani go nie obśmiewam. Miałem bowiem okazję posiedzieć chwile obok chłopaka w czasie meczu ze Śląskiem (siedział po prostu na krytej) i uważam, ze jest to naprawdę sympatyczny młody człowiek. Poza tym, jak pisałem wcześniej, doceniam jego zaangażowanie w czasie gry. Natomiast uważam również, że jego odejście jest na tę chwilę z pożytkiem i dla niego samego i dla nas i dla jego macierzystego klubu. Puchacz był naszym najsłabszym ogniwem gdy grał. I to zarówno w I lidze a tym bardziej w ekstraklasie. Na marginesie trzeba dodać, że Lech naprawdę solidnie monitoruje swoich zawodników na wypożyczeniach skoro niemal błyskawicznie zareagował – zapewne nie tylko na stratę miejsca w jedenastce ale i słabą grę na poziomie ekstraklasy, w tym i w Poznaniu – skoro szybko dogadał się z Katowicami tak, że Puchacz zszedł jeden poziom niżej a i nie musiał się przenosić w całkiem inny rejon kraju. Mądre i sensowne.
Użytkownicy przeglądający ten dział: wojtaszko