Dlaczego lubiÄ™ Stadion Ludowy w Sosnowcu
Oczywiście nie ze względu na architekturę, brrrr.... Pomyślałem o Ludowym, bo jest fajna pogoda, zrobiło się ciepło i pewnie coraz mniej ludzi myśli o nartach, a coraz więcej o spacerach na świeżym powietrzu, grze w nogę, siatkówkę, kosza, o joggingu albo innym nordic walkingu ... Wkrótce wiosna!
I właśnie w tym momencie Sosnowiec ze swoim Ludowym zyskuje - moim zdaniem - przewagę nad miastami z drugiej strony Brynicy. Żeby przekonać się o co mi chodzi, trzeba przyjechać na stadion Zagłębia nie tuż przed meczem, ale na przykład we wtorek po południu albo w sobotni ranek czy kiedy tam chcecie. Przekonacie się, że to miejsce bez przerwy tętni życiem. Przy Ludowym jest bowiem rozległy kompleks boisk i boiseczek na których kopią piłkę nie tylko zrzeszeni w Zagłębiu młodzicy, trampkarze, juniorzy albo gwiazdy z pierwszej drużyny. Jest też miejsce dla zwykłych mieszkańców, którzy chcą pokopać piłkę po stresującym dniu w biurze. Albo chcą pozrzucać brzuchy w truchcie dookoła boiska. Albo chcą poplotkować przy piwku w przystadionowej knajpce. I teraz uwaga: CHCĄ I MOGĄ! Ta powszechna dostępność Ludowego (co za adekwatna nazwa!) jest dla mnie godnym podziwu fenomenem. Zawsze kiedy się tam pojawiam w porze niekoniecznie meczowej, słyszę świergot rozkrzyczanych, biegających za piłką bajtli (przepraszam, w Sosnowcu na bajtli mówi się "chłopcy"), wymieszany z gwarem produkowanym przez atrakcyjne matki po trzydziestce, plotkujące na przykład o ostatniej imprezie w Zakręconej...
Właśnie o to chodzi! W ten naturalny, niedostrzegalny sposób buduje się więź między ludźmi a klubem z ich miasta. Dzięki temu, że mieszkańcy mają Ludowy na co dzień, Zagłębie zawsze będzie dla nich zjawiskiem godnym zainteresowania. Przy takich Zagłębiach, towarzyszach życia codziennego określonej społeczności, sztucznie hodowane kluby, które posklejał i ożywił jedynie kaprys bogacza, to trupy od samego początku. Żadne sukcesy im nie pomogą. Kiedy odchodzą w niebyt, pies z kulawą nogą za nimi nie zapłacze (vide:Amica).
Jako, że blog poświęcony jest głównie śląskiej piłce, muszę odnieść się do jej klubów-ikon. Oczywiście o Górniku, Ruchu, Polonii czy Gieksie też będzie mówić się do końca świata, a nawet dzień dłużej. Ale chyba nigdzie na Śląsku, klub nie jest tak blisko zwykłego mieszkańca jak po drugiej stronie rzeki. A może się mylę? Może są gdzieś kluby pod tym względem do Zagłębia podobne? Jeśli tak jest - dajcie znać. Chętnie o tym napiszę!
Ah, zapomniałbym... Lubię Ludowy za jeszcze jedną - unikalną w warunkach polskich - cechę. Sprawa jest prosta: stadion w Sosnowcu dorobił się własnej nazwy. Chyba jako jedyny, na którym gra na co dzień klub pierwszoligowy w tym kraju. Dla mnie to ważne. Gdzieś w świecie istnieje przecież nie Manchester Stadium, a Old Trafford, nie Glasgow Stadium, a Ibrox Park, nie Dortmundstadion, a Westfallenstadion (choć akurat tam się sprzedali)...
W Polsce nie ma niestety tradycji nazywania stadionów własnymi nazwami. Natchnienie dają albo klub, albo pobliska ulica. Dlatego stadion w powszechnej śląskiej świadomości jest albo Ruchu albo na Cichej, albo Górnika albo na Roosevelta, albo GKS-u albo na Bukowej. A w Sosnowcu wystarczy powiedzieć, że idzie się na Ludowy i wszystko jasne. Mało kto pamięta przy jakiej on właściwie stoi ulicy, bo nie musi pamiętać... Mam nadzieję, że w Sosnowcu nikomu nie przyjdzie do głowy zmienić nazwę, tak jak zrobili to choćby w Budapeszcie. Węgrzy przez dziesięciolecia mieli swój Nepstadion (czyli właśnie... Stadion Ludowy), ale kilka lat temu przemianowali go na Puskas Ferenc-stadion. Przy całym szacunku dla "Galopującego Majora" - nie mogę się przyzwyczaić... Tak jak nie mógłbym się przyzwyczaić do stadionu im. Jana Kiepury w Sosnowcu albo Stadionu Narodowego im. Jerzego Ziętka w Chorzowie...
Żródło:
http://czado.blox.pl/2008/02/Dlaczego-l ... nowcu.html