CZAS NA PREMIERĘ BEZ SKAZYPo awansie na zaplecze ekstraklasy powitania roku okazywały się na Stadionie Ludowym dwukrotnie spalone. Jutro - po raz pierwszy - ma być zupełnie inaczej... W 2016 roku, jako beniaminek I ligi, sosnowiczanie witali się z własną publicznością po aż trzech spotkaniach rozegranych na obcym terenie. Prowadził ich wówczas Artur Derbin. Opowiada o tamtych wydarzeniach żywo i emocjonalnie. Zupełnie jakby wszystko działo się nie dwa lata temu, lecz przed kilkoma dniami...
Adrenalina aż kipiała- Najpierw pojechaliśmy do Suwałk i pamiętam, że adrenalina w nas aż kipiała - wspomina szkoleniowiec, który w miniony weekend zdał egzamin na trenerską licencję UEFA Pro. - Nie pokazaliśmy przeciwko Wigrom futbolu wysokich lotów, ale wygraliśmy 2:0 i wracaliśmy do domu bardzo zadowoleni. Wkrótce potem czekał nas podwójny wyjazd, czyli ligowy mecz z Arką i od razu półfinał Pucharu Polski z Lechem. W Gdyni pełen stadion i 2:2. W Poznaniu 0:1, ale z nadziejami na awans do finału. I nagle stajemy u siebie przed MKS-em Kluczbork. To był zupełnie inny ładunek emocjonalny. Cała sztuka polegała na tym, żeby - mimo teoretycznie słabszego rywala - utrzymać dotychczasowy poziom agresji i pazerności. Nam się niestety nie udało...
Zagłębie, grające po raz pierwszy przed swoimi kibicami, przegrało wówczas 0:2. Przed przerwą samobójcze trafienie zaliczył Grzegorz Fonfara, a po zmianie stron wynik spotkania ustalił 39-letni Maciej Kowalczyk. To było ogromne rozczarowanie.
- Paradoksalnie, do samej gry mojego zespołu nie miałem większych zastrzeżeń - mówi Derbin. - Po prostu nie przełożyło się to na korzystny dla nas wynik. Pamiętam, że podszedł do mnie później trener MKS-u, Andrzej Konwiński i powiedział: "Artur, nie mogę uwierzyć, ile myśmy mieli w tym meczu szczęścia".
Rzutem na taśmęKolejnego przedwiośnia premiera roku przy Kresowej też nie okazała się udana. Od porażki dzieliły sosnowiczan tylko sekundy. Stomil Olsztyn, nie zaliczany do ligowych hegemonów, prowadził od 69. minuty po bramce Grzegorza Lecha. Gdy wydawało się, że trzeba będzie pogodzić się ze stratą kompletu punktów, tuż przed końcowym gwizdkiem arbiter podyktował rzut karny dla gospodarzy. Jego niezawodnym egzekutorem okazał się Sebastian Dudek, wtedy jeszcze kapitan zespołu...
Dzisiaj opaskę na ramię zakłada Tomasz Nowak, który przeciwko Stomilowi rozegrał wtedy całe spotkanie. Dudka nie ma już w zespole, zresztą podobnie jak 10 innych piłkarzy, którzy olsztynian nie potrafili wówczas rzucić na kolana. Spośród uczestników tamtej potyczki w kadrze Zagłębia zostali jeszcze tylko Żarko Udoviczić i Martin Pribula. Obaj nie znaleźli się jednak w kadrze na mecz z Pogonią Siedlce w poprzedniej kolejce.
Świadomi własnej siłyCo przemawia za tym, że tym razem otwarcie roku wypadnie na Stadionie Ludowym dla sosnowiczan pomyślnie? Przyjeżdża przecież Miedź Legnica. Ta sama, która na początku bieżącego sezonu rozgromiła Zagłębie u siebie 4:1, a na inaugurację tegorocznej fazy zmagań w dobrym stylu ograła wysoko notowaną Odrę Opole 3:1.
- Wszystko wskazuje na to, że w piątek czeka nas świetny mecz, bo staną naprzeciw siebie drużyny, które preferują ofensywną piłkę - prognozuje kapitan Nowak. - Wierzę, że tym razem sięgniemy po zwycięstwo. Mówię tak, bo znam obecną wartość Zagłębia. W Siedlcach, mimo trudnych warunków klimatycznych, rozegraliśmy dobry mecz i momentami potrafiliśmy zdominować rywala. Oczywiście pamiętamy ostatnią wizytę w Legnicy, była dla nas bolesna. Zapewniam jednak, że dzisiaj jesteśmy zespołem silniejszym niż wtedy. Zdecydowanie pewniejszym i bardziej świadomym własnej siły...