przez Blajpios 2017-06-19, 11:31 pm
Ha! No i mi Kol. robus1906 popsuł zamierzone myśli, bo po tym, co napisał, uwierzyłem Mu. Nie mogę więc zacząć słowami: "ponieważ jednak mam nadzieję, iż nie jest to oddelegowany na odcinek sosnowiecki pracownik komórki pi-arowej Legii, to odpowiem". De facto odpowiem po tych jego wpisach, ponieważ mam nadzieję, że dobrze zrozumiałem: iż jest albo Zagłębiakiem, jeżeli chodzi o pochodzenie i/lub zamieszkanie już te co najmniej 25 lat w regionie - albo jest nawet spoza Zagłębia, ale realnie tyle lat kibicującym Zagłębiu, więc nawet jeżeli byłby pracownikiem Legii, to jednak zasługującym na traktowanie jako kibica Zagłębia.
Niemniej, najpierw szacunek dla Kolegów spontanicznie zrywających się do dyskusji i żywiołowego sprzeciwu, podobnie jak ja: na treści, których nie można podzielić, obok których nie można przejść obojętnie. A już "przeubawił i ujął" mnie tekst, po przyjacielsku wkładający mi do głowy (tłumaczę na język bardziej kolokwialny, choć nie skrajny): "chłopie, czy ci od***iło, wierzyć że trafisz strzelając takimi wielokrotnie złożonymi armatami, gdy tu trzeba dzwonić, pardon, szczelać?" Naprawdę już mi było wesoło, gdy czytałem odnośną odpowiedź, jaką dał Kol. GrubyPerez. Dzięki, to znaczy, melduję "Jarosław zbaw, zbawiłeś"!
Wracając jednak do bolesnej sprawy zależności Zagłębia - a może bardziej jeszcze do szacunku dla każdego Kibica Zagłębia - czyli konkretnie rzecz biorąc, do Kol. robus1906.
Sama bowiem kwestia zależności Zagłębia?
Cóż, kto nie chce zrozumieć, nie dopuści do świadomości nawet najbardziej oczywistych faktów, np. że dziadek nie żyje: no, bo jak uwierzyć, że nie żyje ten, którego się kocha? Nawet jeżeli jednak jest tak, iż to przywiązanie emocjonalne nie pozwala nam widzieć i myśleć tak samo - to i zauważamy, że są jeszcze rzeczy cenne między nam. Szanujmy się więc - czyli dla mnie też jest ważne na przykład, że się odzywamy, niezależnie nawet nie tylko od tego, jak widzimy fakty, ale też i niezależnie od tego, czy mówimy językiem prostym czy wręcz "uproszczonym" czy przeciwnie, złożonym, lub nawet ktoś może wyrafinowanym. To trzeba faktycznie szanować - to trzeba kultywować - tego trzeba bronić. Mam nadzieję, to jeszcze uznamy za konkret, nie że odleciałem?
Teraz więc, Szanowny Kol. robus1906, przy całym szacunku, spróbuję jednak raz jeszcze coś wyłuszczyć.
Cóż, może faktycznie, niekoniecznie trzeba zaczynać tłumacząc po linii znaczenia Rady Nadzorczej i układu w niej sił. Dla niektórych to jest wystarczające: jeżeli zobaczy się, kto ma przewagę w Radzie Nadzorczej, to już wiadomo resztę.
Może jednak trzeba jeszcze inaczej? Na przykład. Weźmy założenie że jest sytuacja analogiczna do tej z M. Jaroszewskim: że ktoś, kto figuruje jako szef jakiejś firmy i jednocześnie jest zatrudniony na podrzędnym etacie (czyli w dużej zależności) u kogoś, kto zasiada też (choćby przez reprezentanta) w Nadzorze tejże firemki. Tu już chyba wszystko jasne? W każdym razie: niektórym już więcej nie trzeba wywodów, dla nich jest jasne "co jest grane", u kogo jest zależność a kto jest niezależny. Niemniej, dla innych - to są tylko "pierdoły", jakaś gadanina, zero konkretu. Faktycznie, co więc dalej da takie tłumaczenie na nowo w tych kategoriach?
To może lepiej tak:
Kolego, robisz w jakiejś firmie. Twój szef, ponieważ w tej firmie "nie wyrabia na życie" - pracuje strzygąc trawę w ogrodzie u Dyrektora, który poza tym od czasu do czasu przegląda papiery firmy szefa Kolegi i po prostu mówi mu, że te zlecenia, co przyjął, może robić - ale tych zleceń mu nie wolno przyjąć - a "za to" tu ma do przejrzenia coś w maszynach Dyrektora. To jak, czy to, że szef Kolegi jest sprytniejszy od Kolegi, względnie obraca się wśród ludzi, z którymi Kolega nie ma styczności na tydzień: to wystarczy, by powiedzieć, że szef Kolegi wraz z całą swoją firmą jest niezależny?
Albo jeszcze inaczej. To już "ostatni pomysł", jaki mi przychodzi na tłumaczenie.
No, nie ma bata, Kol. robus1906 musiał, przynajmniej po paru kolejkach (ligii) pod wodzą J. Magiery uznawać go za dobrego w tym, co robi, za ważny autorytet. Nie dość, że z Legii przyszedł, która tak dobrze robi dla Zagłębia, to jeszcze faktycznie, Zagłębie w czołówce.
Drogi Kolego! Ten właśnie człowiek, J. Magiera, gdy w dodatku w Legii sukces odniósł, publicznie, w mediach ogólnopolskich, choć nie musiał, ale by przybliżyć słuchaczom, co to za klub, powiedział wyraźnie: byłem w Zagłębiu, a to wiadomo, to jest filia Legii. To jak to jest? Kłamał? Mówił przez sen? Nie zna się na piłce? Nie wie, co to Legia? Nie rozumie słowa filia? Przepraszam, Kolego, że tak boleśnie. Po wypowiedziach Kolegi zrozumiałem bowiem, że serce boli, że trudno przyjąć, że taka jest prawda o Zagłębiu. Dlatego przepraszam, że ten ból sprawiam - niezależnie od tego, czy ten ból jest powodowany, choćby w jakiejś części, także jakąś więzią np. z M. Jaroszewskim (możeście w jednej ławce 8 lat siedzieli?) - czy też np popieraniem w wyborach A. Chęcińskiego czy inną kwestią tego typu. Ból - to ból jest, przynajmniej w jakiejś mierze, ale szczerze, związany z Zagłębiem. Jednak, ponieważ to ważna sprawa - jednak proszę sobie na te pytania odpowiedzieć. I to jest niezależne o innych, choćby bardzo sensownych kwesti; proszę więc nie "uciekać", nie "przeskakiwać" po raz kolejny na inne kwestie, bo tu są one poboczne. Obojętnie, jaka to kwestia poboczna: że nie ma kontrkandydata na stanowisko M. Jaroszewskiego - że jednak długi spłacone szybciej, bo zaoszczędzone na zawodnikach - czy jakakolwiek inna. NIe znaczy, że one nie są właściwe, prawdziwe itp. Z niektórymi tezami się zgodzę - niektóre uznam przynajmniej za nadające się do dyskusji. Tyle - że one są "obok". Mogą być prawdziwe, ważne - ale teraz nie o to chodzi. W kwestii stwierdzania niezależności, nie o te kwestie codzi. Obojętnie, jaki się poboczny temat pojawia, przede wszystkim: pytanie główne względem zależności/niezależności Zagłębia.
Dlaczego J. Magiera nazwał Zagłębie filią Legii? Naprawdę, chce wciąż Kolega wierzyć, że się pomylił, przejęzyczył, nie zna się na piłce? nie zna sytuacji Zagłębia? dał się ponieść emocjom? przecież "cała Polska widzi, że nie jest spokojny i opanowany, dobrze wyważony? nie zna sytuacji Legii? nie zna słów języka polskiego? zabawił się w chowanego, żartował, nie lubi autora wywiadu, więc go okłamał?
"To by było na tyle". Myślę, że powyżej zarysowane linie argumentacji powinny trafić do wszystkich możliwych odbiorców - do kogokolwiek by był: to przynajmniej jeden typ z powyższych, ale będzie rozstrzygający.
Jeżeli zaś nie uda się, nie przekona żaden z powyższych? To cóż. Ucieszmy się za to - niezłomnością miłości u niektórych. "Choćby nam mówili, że białe jest białe - nie uwierzę". Ciesząc się zaś z tej niezłomności u niektórych - to pozostaje też tylko to samo: odpowiedzieć za tę niezłomność szacunkiem, bo to wielka radość, że są tacy niezłomni w swych miłościach. Nawet, jeżeli byłoby to przemieszane z niezłomnym przywiązaniem "mniej zagłębiowskiego rodzaju", tylko np z racji przyjaźni do Prezesa. Jedynie, im mniej byłoby w tej niezłomności miłości - ba!: im więcej byłoby jakichś bardziej przyziemnych, komercyjnych powodów, tym bardziej by trzeba być ostrożnym - ale i tak dyskutować nie byłoby sensu. Oddzielać w pełni zdecydowanie odcinając - to jednak należy tylko tych, u których nie ma tego jakiegoś wspólnego z innymi rodzaju serca "co mocno bije w Zagłębiu".