dziejus napisał(a):Tadeusz Wisniewski napisał(a):Dzisiaj Sobota - koniec testowania - Czy coś wiadomo co z Kamilem Królem?
Z całym "szaconkiem",ale Król miał przebywać na treningach cyt."do końca tygodnia" koniec cytatu

Jak wiemy,w Polsce tydzień(jeszcze)zaczyna się w poniedziałek a kończy w niedzielę

Zatem....czekamy

hm, trochę "spozatemacenia" najpierw, ale jak się podzielę tym, co wiem w tej kwestii, to może w ten sposób dopełni się szersze rozumienie spraw "kalendarzowych", więc chyba warto coś napisać.
Wydawałoby się proste jak drut, to co znaczy "u nas koniec tygodnia" - a tu takie niespodzianki.
Najprościej ujmując, jakkolwiek z tą polską praktyką jest również związane to, co wielu przeżywa tak właśnie, że niedziela kończy tydzień a ten zaczyna się w poniedziałek - to właśnie zgodne z naszą tradycją jest i to, że dokładnie to w sobotę się kończy tydzień a zaczyna niedzielą!
Obaj przedmówcy mają

więc rację!
Wszystko zależy od tego, jak zrozumiemy, choćby i : "u nas póki co"?... Czy rozumiemy w znaczeniu kręgu kulturowego, do którego należymy? To ten krąg, w którym jesteśmy przeszło 1000 lat, właśnie obchodzi wielu z nas godnie Jubileusz Chrztu Polski, nie tylko w wierze ale i jako po prostu i narodowe korzenie. Jako źródło tych emocji, które nas łączą choćby przy kibicowaniu, gdy na przykład (trochę tu poturbuję Zb. Herberta, ale ufam, że po tamtej stronie wybaczy): "z faktu używania tych samych przekleństw i zaklęć miłosnych" wyciągamy wnioski, ba, czujemy tę jednotę. Tę, która łączy przez pokolenia - i nas, także następne pokolenia tworzy. To jedno odczytanie.
Drugie "u nas póki co" - to czy to znaczy: "w przeciwstawieniu do innych starych kultur". Ale - mogą być one rozumiane, że związane z naszym nurtem kulturowym jako jedno ze źródeł, jak choćby judaizm - ale może być też odniesienie do innych wielkich ale postrzeganych w konfrontacji, obecnie nawet zagrożeniu, wrogości, jak np. świat islamu.
Czy też - "u nas póki co" oznacza po prostu praktykę, jak te określenia rozumie wielu ludzi, taka "dobrze oznaczona średnia statystyczna", albo przynajmniej: duża grupa nam podobna. To właśnie rozumienie - jest bliskie postawie, że w niedzielę tydzień się kończy a zaczyna poniedziałkiem.
Jak wspomniałem, w naszym kręgu kulturowym w ramach pewnej ciągłości, choć do judaizmu jednocześnie przeciwstawienie jest ostre: mieści się zarówno, że kończymy tydzień sobotą i zaczynamy niedzielą - jak i że zaczynamy niedzielą.
Paradoks ten jest związany z tym, że chrześcijańskie nasze dziedzictwo jest związane z przekroczeniem, odejściem od judaizmu, jakkolwiek na tej bazie on powstawał, więc pewne elementy zachował. W judaizmie jest zaś bardzo mocny przekaz, że nasz czas powstaje w odbiciu tego, co czynił Bóg, więc na koniec tygodnia odpoczywamy, bo on odpoczął po dziele stwarzania właśnie ostatniego dnia. W Starym Testamencie (czy w nadal w Izraelu) w obu kierunkach wychodzi jedno: sobota. To dzień odpoczynku po dziele - i dzień 7 tygodnia.
Przejście zaś do chrześcijaństwa toczy się w dwóch płaszczyznach i tu źródło zamieszania.
Wszyscy Koledzy przeżywający mocno, że w niedzielę się kończy tydzień i na koniec spoczywamy po 6 dniach pracy "jak Bóg po dziele stworzenia" - pamiętajmy, że "przenosimy" ten właśnie mechanizm z Izraela, ze Starego Testamentu. Tyle, że przenosimy na inny dzień. To myślenie - oddaje choćby nazwa, "nie - dziela", nie działaj. Tyle że Żydzi jak przez pokolenia przeżywają to dokładnie w sobotę, ostatnim dniu tygodnia a chrześcijanie: w pierwszym, w niedzielę, jednak przeżywają odpoczynek po tygodniu pracy.
Dzieje się tak, bo jako chrześcijanie jednak przenosili już nasi przodkowie trochę inną myśl zarazem z zakresu wyznania wiary i bardziej podstawową - choć w praktyce na nią nałożyło się i przebiło myślenie takie, które jest łatwiejsze do zrozumienia, że "po 6 dniach pracy, na koniec tygodnia, nie działaj siódmego". To przejście jest związane jednak de facto w chrześcijaństwie z bardziej, dużo bardziej podstawową dla życia zmianą dnia świętowania, przy okazji, zachowując rytm, że jest 6 dni pracy a po niech odpoczynek. Tą rzeczywistością bardziej podstawową, tym powodem głównym nie jest odpoczynek po pracy, tylko nawiązanie do rewolucji w sercu. Inaczej - bo Chrystus zmartwychwstał i przewrócił nasz świat przygniecenia złem!
NIedziela pozostaje pierwszym dniem tygodnia, dokładnie tak samo jak nadal w judaizmie jest przeżywana też jako pierwszy dzień tygodnia - ale ją właśnie świętujemy, bo my już nie trzymamy się samego rytmu "stworzenie i po nim odpoczynek", w którym to rytmie godzimy się z tym światem, jaki jest, zepsutym. Przeciwnie - nam w sercach gra: najpierw wybuch Zmartwychwstania, który był w niedzielę; on nadaje główny rytm. I świętujemy - właśnie początek, nie koniec tygodnia, bo to i znak, że przed nami droga dorośnięcia do życia w tym świecie Zmartwychwstania, mamy wkraczać w ten świat tą siłą zwycięstwa. W gruncie rzeczy, jeżeli chodzi o tożsamość, jest to fundamentalny przekaz, powinien zmieniać nam rozumienie świata, być wybuchem nadziei, jakiego choćby ŚDMy 2016 dostarczyły. Niestety, nie zawsze skutecznie jest to myślenie przekazywane, w katechezie dzieciom nie zawsze się to uzmysławia wymownie i zrozumiale (co trudne) - i pozostaje im to, co łatwiej przyjąć, zwłaszcza prostemu dziecku: "że i Pan Bóg 6 dni pracował i na koniec odpoczął i tak my też w niedzielę". Natomiast nie zawsze wychodzi pokazanie dziecku, że owszem, ten rytm odpoczynku po 6 dniach zostaje, bo wszczepiony w naturę - ale centrum świętowania jest przeniesione i zmienia się spojrzenie: cieszymy się, że nie jesteśmy skazani na świat, w którym dobro przegrywa, w którym własne błędy nas przybijają i cudze na nas ataki. Zachowujemy rytm 6 dni i jeden spoczynek - ale w innej perspektywie, budowania nowego, życia życiem a nie porażką.
Przepraszam i za długość i za treści, które są na pewno dużym "pozawątkowym wpisem forumowym", ale mam nadzieję, że niektórzy cociaż będą wyraźnie zadowoleni, natomiast wszystkim pomoże to odkryć wg jakich myślowych szlaków jest prawdą to, co wydawałoby się w sprzeczności: i wypowiedź Kol. Tadeusz Wisniewski i Kol. dziejus, że tydzień kończy się i w sobotę i w niedzielę!

Hm... Napisałem, że to powyższe, to spozatemacenie, tylko... Tak. Tylko wydaje mi się, że więcej ono ma sensu, niż dyskutowanie w tym wątku na temat tego, co w tym wątku "tytularnie" jest zawarte. Obecna sytuacja wobec transferów dla mnie ewidentnie nie tylko mówi o braku polityki transferowej (wstydzę się, że kiedyś miałem odwagę w tym kontkeście jeszcze o skautingu wspominać; wstydzę sią własnej naiwności). Obecna sytuacja wręcz zdaje się być ze strony "PT Decydentów" pokazaniem, waląc cepem na oślep między oczy dyskutantom, że "w grę wchodzą zupełnie inne jeszcze aniżeli rozwój Klubu czynniki - I że one są ważniejsze chyba nawet od drogi rozwoju samej w sobie, czyli najprostszej i najlepszej". Innymi słowy: "dajcie se spokój z tą dyskusją albo i dyskutujcie ile wlezie, niewielka nam różnica jedno i drugie, bo jest wiele różnych czynników decydujących o podpisaniu kontraktu i są ważniejsze niż czynnik przyczynienia się do rozwoju".
Ale - to może tylko moja opinia. Może i przesadna.
Tylko - czy przesadna?