http://www.sport.pl/pilka/1,65050,4181988.html
Rafał Stec: Polska liga gra w trupa
Polska liga kończy tak, jak na to zasłużyła. Żałośnie, w atmosferze już nie podłej, lecz obrzydliwej. Choć dziejowej sprawiedliwości ostatecznie stanie się zadość, kiedy mistrz kraju zostanie relegowany za korupcję do drugiej ligi.
Karna degradacja Zagłębia jest niewykluczona, bo tropiąca łapówkarski proceder prokuratura zebrała materiały dotyczące także lubińskiego klubu. Trzeba mieć nadzieję, że bezzwłocznie przekaże je szefowi wydziału dyscypliny Michałowi Tomczakowi, nawet jeśli prezesem mistrza Polski jest były działacz młodzieżówki Prawa i Sprawiedliwości Robert Pietryszyn.
Dla jasności: nie chcę rozstrzygać o winie Zagłębia, szczegółów dochodzenia nie znam. Pisząc o ewentualnej karze jako akcie sprawiedliwości, nie myślę o konkretnej drużynie, ale symbolicznym podsumowaniu dorobku całego polskiego futbolu. Relegowanie mistrza byłoby logicznym następstwem skali patologii toczącej rozgrywki ligowe wszystkich szczebli, którą stopniowo, począwszy od słynnej spowiedzi prezesa GKS Katowice Piotra Dziurowicza, poznawaliśmy.
Jeszcze przed ostatnią kolejką stało się jasne, że skandal - mniejszy lub większy - wybuchnie. Niezależnie od tego, czy tytuł zdobędzie Bełchatów, czy Zagłębie.
Najpierw trener tego pierwszego zespołu Orest Lenczyk ogłasza, że jego rywali dodatkowo motywuje finansowo Zagłębie. Piłkarze Zagłębia ripostują, że to zawodnicy z Łęcznej przechwalają się premiami, jakie Bełchatów oferował im za zwycięstwo nad Zagłębiem właśnie. Wreszcie bramkarz Pogoni Szczecin Radosław Majdan oskarża własnych działaczy, że usiłowali oni sprzedać mecz ostatniej kolejki... Bełchatowowi. A zdaniem oskarżonych działaczy łapówkę wzięli piłkarze, z Majdanem na czele. Aha, Lenczyk rzuca jeszcze, że przeżył zbyt wiele, by mieć złudzenia co do wyniku meczu Legia - Zagłębie. I w sobotni wieczór, po dającej tytuł lubinianom porażce gospodarzy, wzdycha już chyba tylko dla przypomnienia, że dawno przepowiadał, że Warszawa nie pozwoli, by mistrzostwo wywalczył Bełchatów.
Relacjonuję drobiazgowo, by uświadomić, ile wstrząsających, cuchnących kryminałem słów padło w ostatnich dniach i jak minimalny wywołały oddźwięk. Reakcję usłyszałem dopiero na stołecznym stadionie Legii, kiedy sędzia Hubert Siejewicz w kuriozalny sposób - choć słusznie - nie uznawał gola dla gospodarzy (odebrałby rywalom tytuł). Kiedy trybuny bluzgały na arbitra i skandowały "Złodzieje, złodzieje".
Wcześniej nie reagował nikt spośród najważniejszych postaci w polskim futbolu. Choć tłum ludzi obwieszczał, że finisz ligi nie będzie uczciwy, milczała i kierująca rozgrywkami Ekstraklasa SA, i PZPN z prezesem Michałem Listkiewiczem.
Przemilczenie to stara, po wielokroć sprawdzona metoda. Jak ktoś coś chlapnie, chlapnie nawet coś każącego wietrzyć gruby przekręt, udajemy głuchych. Nie wzywamy na przesłuchanie, nie wydajemy nadzwyczajnej - powodowanej troską o wizerunek futbolu - konferencji, nie wszczynamy śledztwa. Przeczekamy, a sprawa ucichnie.
Zastosował tę taktykę także Canal+. Stacja z nieocenionymi zasługami dla ligi (relacjonuje ją atrakcyjnie i nowocześnie) w przeszłości często unikała niewygodnych tematów, by nie zohydzać sprzedawanego produktu, ale po aferze korupcyjnej zdawała się zmieniać strategię. Szef Arnaud de Villeneuve obiecywał w wywiadzie dla "Gazety", że do walki z patologiami C+ aktywnie się włączy, że pozostanie nieugięta i bezkompromisowa. Niestety, w godzinnym sobotnim wstępie do transmisji z ostatniej kolejki mimo paskudnych okoliczności ją poprzedzających panował klimat wyłącznie odświętny. Były żarty i żarciki, nie było debaty o skandalicznych incydentach z tygodnia, nie było rozmowy z rzucającym oskarżenia unieważniające sens rozgrywek Majdanem. A przecież Majdan to bardzo doświadczony ligowiec, były mistrz Polski, persona bezwzględnie warta wysłuchania.
Postawa Canal+ jest absolutnie kluczowa, bo choć jako telewizja kodowana ma skromny zasięg, to dla środowiska pozostaje niebywale ważna. Można wręcz powiedzieć, że czego nie pokaże, to nie istnieje.
Nie istnieje, powtórzmy, dla środowiska, bo reszta świata złudzeń się stopniowo pozbywa. Nasz futbol staje się synonimem krańcowego zepsucia i pogardy dla zasad, zjawiskiem ze sportem mającym niewiele więcej wspólnego niż mafia zarabiająca na bukmacherce. Na trybunach Legii nie sposób było znaleźć człowieka, który nie byłby głęboko przekonany, że mecz został ustawiony. Opinie różniły się tylko wskazaniem osób, które rzekomo wzięły łapówkę. Po meczu natknąłem się na chłopca, może siedmiolatka, skandującego jeszcze "złodzieje, złodzieje". Wracał ze stadionu z tatą.
Przeświadczenie o totalnej fikcji, jaka zastąpiła w lidze piłkarskiej sportową rywalizację, jest tak silne i powszechne, że prawda przestaje mieć znaczenie. Po prostu nikt już nie pomyśli: OK, mecz miał dziwny przebieg, ale piłkę kopią ludzie. Czasem się mylą, czasem tracą motywację. Nie. Za wszystkim kryje się łapówka.
Właśnie dlatego liga zasłużyła na taki koniec. Pod względem sportowym była marna - sensacyjni zwycięzcy wiele zawdzięczają zapaści Legii oraz ostatecznemu, od dawna spodziewanemu krachowi Wisły Kraków, więc jeszcze nigdy z takim pesymizmem nie spoglądaliśmy na eliminacje do Ligi Mistrzów. O ile Zagłębie w ogóle w nich wystartuje, bo w razie degradacji lubinian UEFA, coraz bardziej wyczulona na korupcyjne afery, może ich nie dopuścić. To wszystko jednak traci znaczenie wobec niesmaku, jaki na długo pozostanie w naszych wspomnieniach.
Wobec klimatu wokół ostatniej kolejki. Wobec opowieści prezesa Pogoni o pijanym trenerze Baniaku, który uciekał po lesie przed alkomatem. Wobec losu brazylijskich piłkarzy tego klubu, którzy w Szczecinie nie mieli gdzie spać, a kierowca autokaru nie chciał ich odwieźć do Gutowa, bo klub mu nie płaci. Wobec szokująco głupich i niebezpiecznych słów Macieja Iwańskiego, który, komentując brutalny faul Dicksona Choto, dziwił się, że czarnoskórzy piłkarze ośmielają narzekać na rasizm. Wobec bandytów w barwach Cracovii, którzy niedawno własnej drużynie utrudnili strzelenie gola.
Jeśli mogę pozwolić sobie na osobisty wtręt: czytelnicy wyrzucają mi, że piszę z entuzjazmem o zagranicznym futbolu, a polskiego nienawidzę. Nieprawda. To polski futbol nie daje się lubić. Od dziecka kibicowałem Widzewowi Łódź, ale Widzew swego czasu przeobraził się w drużynę bez właściwości, wehikuł wpychający prowizje do kieszeni menedżerów, a niedawno jego szefowie szukali prawnych kruczków, byle drużyna nie musiała zagrać zaległego meczu z Arką. Za decyzją stał Zbigniew Boniek. Najsłynniejszy polski futbolista (jego zdjęcie wisiało nad moim łóżkiem w dzieciństwie) nie rozumiał, że zasadą ponad wszystkie jest, by piłkarz grał. Ze względów biograficznych sympatyzowałem też z Podbeskidziem, również ukaranym w aferze korupcyjnej. Pamiętam emocjonujący mecz w Bielsku-Białej wygrany po bramce zdobytej w końcówce. Po kilku miesiącach usłyszałem, że tamten gol padł, bo paść musiał.
Jak cholernie nieprzyjemne jest to uczucie, wie, niestety, wielu kibiców w Polsce. Dlatego nie mogę zrozumieć komentatora Canal+, który apeluje, by nie wracać do kontrowersyjnych incydentów z meczu Legia - Zagłębie, bo kto wróci, "sam wystawi sobie świadectwo". Nie. Przemilczanie prowadzi do dalszego zsuwania się dno, nawet dziś, gdy znów - któryż to raz! - odnosimy wrażenie, że o dno właśnie wyrżnęliśmy. Trzeba się oburzać, wściekać, awanturować. Zadawać niewygodne pytania, żądać od stałego eksperta Canal+ Tomasza Wieszczyckiego, by ustosunkował się do słów swego partnera z ŁKS Tomasza Cebuli, który ujawnił, że łódzki klub hurtowo kupował mecze i zdobył dzięki temu mistrzostwo Polski w 1998 roku.
Jeśli nie będziemy pytać, wciąż będziemy wysłuchiwać o groteskowych perypetiach trenera Baniaka oskarżonego przez Dziurowicza o kupczenie punktami. Oskarżonemu, a mimo to znajdującemu zatrudnienie. Być może jest niewinny, ale PZPN - wydający przecież trenerskie licencje - powinien zażądać, by Dziurowicza podał do sądu, by nikt polskiej ligi nie posądzał, że pracuje w niej oszust. Inaczej pozostanie ona ligą ogarniętą amnezją co do elementarnych zasad, niezdającą sobie sprawy, że pewne praktyki, nawet jeśli nie sankcjonuje ich paragraf, są niedopuszczalne. Ktoś wyobraża sobie, jak wstrząsnęłaby Anglią sugestia Aleksa Fergusona, że Chelsea opłaca jego rywali, by specjalnie przykładali się do gry z Manchesterem United?
Polską oskarżenia Lenczyka nie wstrząsają, karawana sunie dalej. Czy raczej karawan. Polki futbol gra w trupa. Wkrótce czekają nas eliminacje do Ligi Mistrzów, do której stadion Zagłębia nie zostanie w ogóle dopuszczony. Wicemistrz - Bełchatów - też nie mógłby zresztą grać na własnym obiekcie.
Ten sezon, najbardziej posępny od lat, kończy się nawet nie haniebnie, lecz żałośnie. I grozi nam tej farsy kontynuacja, jeśli prokuratura będzie prowadzić śledztwo opieszale, a Zagłębie rozpocznie następne rozgrywki z piętnem drużyny, której były prezes siedział w areszcie, bo jest podejrzany o korupcję. Dzięki ustawionym przez niego meczom Zagłębie miało awansować do pierwszej ligi.
Źródło: Gazeta Wyborcza