Zagłębie musi zacząć misję ratunkową
Piłkarze z Sosnowca przystępowali do sezonu z wielkimi nadziejami na odegranie roli „czarnego konia”. Tymczasem druga część rundy zasadniczej będzie już tylko misją ratowania ligi. Zagłębie ma kłopot…
Kto przysłuchiwał się przedsezonowej konferencji prasowej przy Kresowej, ten nie mógł zapomnieć słów, jakie wypowiedział wówczas prezydent Sosnowca, Arkadiusz Chęciński. – Gramy o tytuł mistrza Polski – mówił wówczas gospodarz miasta. – Jeśli postawimy przed sobą tak poważne wyzwanie, łatwiej nam będzie realizować cele pośrednie, czyli zachowanie miejsca w ekstraklasie albo walkę o europejskie puchary. Bo dlaczego nie mielibyśmy pójść śladem Górnika Zabrze z poprzedniego sezonu?
Dekada jak balast
Po czterech miesiącach te słowa nadal wydają się zrozumiałe i jak najbardziej zasadne. Tyle tylko, że realia stały się bardziej szorstkie. A cele pośrednie trudno już definiować w liczbie mnogiej. Został bowiem jeden – uniknięcie degradacji.
Minione 15 kolejek były dla sosnowiczan czymś w rodzaju kursu na salonowca. Klub wrócił do krajowej elity po dekadzie spędzonej na peryferiach. I niemal każdego aspektu tej elitarności musiał się uczyć w przyspieszonym tempie. Na czele rzecz jasna z pierwiastkiem sportowym, bo po awansie trzon zespołu praktycznie nie uległ zmianie.
– Ani przez chwilę nie byliśmy tą ekstraklasą przerażeni – zapewniał niejednokrotnie prezes Zagłębia, Marcin Jaroszewski. – Z czasem jednak okazało się, że nie byliśmy na nią gotowi w takim stopniu, jak nam się wydawało. Zbyt długo mentalnie tkwiliśmy jeszcze w I lidze.
Pech i deficyt
Piątkowym meczem z Piastem Gliwice beniaminek rozpoczyna nie tylko rundę rewanżową. To przede wszystkim początek misji ratunkowej, która zakończyć się ma nie niżej niż na 14. miejscu w tabeli. W tej chwili brakuje do niego dwóch punktów.
Sosnowiczanie zamykają obecnie stawkę, lecz wcale tak nie musiało być. W pierwszej części rozgrywek kilka meczów zremisowali lub przegrali wskutek nader pechowych okoliczności lub deficytu doświadczenia na tym szczeblu rozgrywek. Tak było właśnie w lipcowej potyczce z „Piastunkami”. Na Stadionie Ludowym gospodarze objęli prowadzenie, ale po przerwie stracili dwie bramki – jedną po wątpliwym rzucie karnym, drugą w końcowej fazie spotkania.
Trio na bocznicy
Mimo to kibice z Kresowej chcieliby zobaczyć jutro taki zespół, jaki oklaskiwali w pierwszej połowie poprzedniego meczu z Piastem. Już teraz wiadomo jednak, że Zagłębie nie będzie na obiekcie przy Okrzei tą samą drużyną, która zagrała w pierwszej kolejce obecnego sezonu. Na murawie zabraknie najprawdopodobniej trzech zawodników z wyjściowej jedenastki na lipcową potyczkę z gliwiczanami. Tymoteusz Puchacz nie jest już zawodnikiem Zagłębia, Sebastian Milewski nie cieszy się jak do tej pory atencją trenera Valdasa Ivanauskasa, a kapitan Tomasz Nowak przechodzi rekonwalescencję po rekonstrukcji więzadeł w stawie kolanowym.
Trzy powody do optymizmu, których u progu sezonu nie było lub stały pod znakiem zapytania? Po pierwsze – Michael Heinloth w defensywie. Po drugiej – Szymon Pawłowski w środku pola. Po trzecie – Vamara Sanogo na „szpicy”. Latem Piastowi strzelił swego pierwszego gola w tym sezonie, teraz czeka na trafienie numer osiem…
http://sportdziennik.pl/zaglebie-musi-z ... ratunkowa/