(Na zdjęciu: Radość Jakuba Araka po strzelonej bramce)

Piłkarze Zagłębia po raz trzeci w historii drugoligowych meczów grali w Rybniku i po raz trzeci strzelili dwie bramki. Trzy lata temu przegraliśmy 2:3, po bramce straconej w doliczonym czasie gry, dwa sezony temu było 2:1 dla sosnowiczan a dziś po raz pierwszy wywozimy z Rybnika jeden punkt. Biorąc pod uwagę klasę przeciwnika oraz fakt gry przez ponad 20 minut w osłabieniu, należy ten punkt uszanować i docenić.

Pierwsza część spotkania stała na słabym poziomie. Dość powiedzieć, że na pierwszy celny strzał na bramkę musieliśmy czekać aż do 30. minuty spotkania, gdy po akcji Dawida Ryndaka prawą stroną boiska Tomasz Szatan uderzył po ziemi przy dalszym słupku, a Oskar Rybicki obronił uderzenie nogą.

W 37. minucie Grzegorz Fonfara sfaulował Dawida Ryndaka z prawej strony boiska. Do rzutu wolnego podszedł Sebastian Dudek i dośrodkował precyzyjnie na głowę Jakuba Araka, który uderzył głową po koźle i zdobył swoją piątą bramkę w tym sezonie, a dla podającego była to już czwarta asysta w tym sezonie. Z kolei dla gospodarzy był to koniec trwającej 405 minut passy bez straconej bramki.

W przerwie w szatni gospodarzy musiało być dosyć ostro, bo piłkarze już od pierwszego gwizdka arbitra rzucili się na piłkarzy Zagłębia. Po 30 sekundach gry i podaniu Dawida Jarki świetną okazję miał Grzegorz Fonfara, ale posłał piłkę tuż obok słupka, a potem z wściekłości uderzał rękami w murawę. 45 sekund później padł już wyrównujący gol dla Energetyka ROW-u. Zza narożnika pola karnego prawą nogą strzelił Szymon Sobczak, a Mateusz Matracki popełnił fatalny błąd i przepuścił piłkę do siatki.

Sosnowiczanie szybko otrząsnęli się po straconej bramce i w 63. minucie wyszli na prowadzenie po raz drugi. Akcję prawym skrzydłem rozprowadził Dawid Ryndak i wyłożył futbolówkę Przemysławowi Mizgale, który przymierzył z linii pola karnego prawą nogą i umieścił futbolówkę przy słupku.

Po sześciu meczach gry w tym samym składzie, trener Mirosław Smyła dokonał jednej roszady w wyjściowym składzie. Za Mateusza Września zagrał właśnie Mizgała, który w poprzednim meczu w ciągu pół godziny potrafił strzelić wyrównującą bramkę i asystować przy golu dającym wygraną. Dziś pokazał, że decyzja trenera o desygnowaniu go do gry od pierwszej minuty była jak najbardziej uzasadniona. Dla wypożyczonego z Legii Warszawa pomocnika był to już czwarty gol w tym sezonie.

Na sobotnie spotkanie nasz szkoleniowiec będzie musiał dokonać jeszcze jednej zmiany. W 66. minucie dzisiejszego meczu za faul na Mariuszu Muszaliku Marcin Sierczyński obejrzał czwartą w tym sezonie żółtą kartkę. Co gorsza - pięć minut później "Siara" ponownie obejrzał żółty kartonik za "faul" na Szymonie Sobczaku i musiał udać się do szatni, a że faul miał miejsce w obrębie pola karnego, to arbiter wskazał na "wapno", a pewnym egzekutorem rzutu karnego był Mariusz Muszalik i od 72. minuty było 2:2.

Jak wykazała analiza zapisu video, decyzja bytomskiego arbitra była bardzo kontrowersyjna, bo wydaje się, że to gracz gospodarzy wpadł na naszego obrońcę i się przewrócił.

Zagłębie w osłabieniu grało mądrze. Dobrą zmianę dał debiutujący w naszym zespole Konrad Budek, który zagrał na prawej stronie defensywy. Także inny rezerwowy, Kamil Zalewski, miał za zadanie głównie rozbijać akcje gospodarzy w środku boiska.

Serca zadrżały nam w końcówce doliczonego czasu gry, gdy sędzia Piotr Lasyk dopatrzył się faulu Konrada Budka na Mariuszu Muszaliku 20 metrów od bramki. Z rzutu wolnego nad murem uderzył strzelec wyrównującej bramki, ale Mateusz Matracki obronił jego strzał. Był to jedyny obroniony dziś przez naszego golkipera strzał. Zaraz potem arbiter zakończył spotkanie.

Remis w Rybniku sprawił, że gospodarze objęli w tabeli prowadzenie, a nasz zespół traci dwa punkty do miejsca premiowanego awansem do I ligi. W sobotę na Stadionie Ludowym zagramy z kolejnym silnym rywalem - Stalą Stalowa Wola, który wygrała pięć ostatnich spotkań uwzględniając ligę i Puchar Polski.