Zagłębie Sosnowiec po raz trzeci z rzędu nie potrafiło pokonać Rozwoju Katowice na własnym boisku. O ile zwycięstwa na stadionie w Katowicach nie nastręczają sosnowiczanom kłopotów, o tyle mecze u siebie z najbliżej oddalonym od Sosnowca rywalem są prawdziwą męczarnią. Dwa lata temu zakończyło się porażką 1:3, w ubiegłym sezonie sosnowiczanie dali sobie wydrzeć zwycięstwo w końcówce meczu i zremisowali 1:1. Dzisiaj było jeszcze gorzej.

Styl gry sosnowiczan był, niestety, taki do jakiego przyzwyczaili nas w poprzednich meczach. O ile w Stargardzie Szczecińskim i w meczu u siebie z Limanovią udało się odnieść zwycięstwa, o tyle styl ten nie sprawdził się w Częstochowie, gdzie straciliśmy dwa punkty w doliczonym czasie gry, a dziś nastąpił jego krach.

Postawa Zagłębia w tym sezonie nie może się nikomu podobać, za wyjątkiem piłkarzy, kibiców i trenerów naszych przeciwników. Publiczności na trybunach jest coraz mniej i przy takich wynikach pewnie będzie jeszcze gorzej. Dzisiaj w sektorze gości zasiadła liczna grupa młodych piłkarzy z Akademii Zagłębia. Gdy patrzyli na to, co wyprawiają ich starsi koledzy, mogli się zastanowić, czy aby na pewno dobrze wybrali.

Rozwój mogł wyjść na prowadzenie w 6. minucie, gdy po rozegraniu rzutu rożnego przez Tomasza Wróbla i odegraniu głową Sebastiana Gielzy kłopoty z opanowaniem piłki miał Adam Żak. 12 minut później skiksował Dawid Ryndak, gdy znalazł się w wyśmienitej sytuacji po dośrodkowaniu Radosława Kursy z lewego skrzydła. W 24. minucie poprzeczka uratowała sosnowiczan po strzela Roberta Tkocza, który został obsłużony podaniem przez Tomasza Wróbla.

Przed drugą połową Mirosław Smyła zdjął z boiska obu skrzydłowych. Za Dawida Ryndaka i Mateusza Września weszli Łukasz Tumicz i Przemysław Mizgała. Obaj mieli udział przy pierwszym golu w dzisiejszym meczu. Najpierw mocno z dystansu strzelił Sebastian Dudek i Bartosz Soliński wybił piłkę na rzut rożnym. Do ustawionej w narożniku boiska piłki podszedł Sebastian Dudek i dośrodkował w pole karne. O piłkę w powietrzu powalczyli Łukasz Tumicz i Przemysław Szymiński. Stoper Rozwoju wygrał tę rywalizację, ale zagrał w stronę stojącego na skraju pola karnego Przemysława Mizgały, który skorzystał z prezentu i zdobył już drugą w tym sezonie bramkę dla Zagłębia.

Ostatni kwadrans meczu był już popisem gości, którzy w pełni wykorzystali błędy i bezradność Zagłębia. W 76. minucie wprowadzony chwilę wcześniej na boisko Mateusz Mazurek dośrodkował z lewej strony boiska. Naciskany przez rywala Krzysztof Markowski zbyt krótko wybił piłkę. Wpadł na nią rozpędzony Tomasz Wróbel i silnym strzałem nie dał szans Mateuszowi Matrackiemu. Sytuacja była podobna do tej, którą w pierwszej połowie zmarnował Dawid Ryndak.

Katowiczanom udało się w meczu z Zagłębiem to, na co zabrakło czasu Rakowowi Częstochowa. Wyrównali wystarczająco wcześnie, by podciąć skrzydła Zagłębiu i mieć czas na strzelenie wyrównujących bramek. W 85. minucie po raz kolejny z lewej strony boiska wrzucał Mateusz Mazurek, a Przemysław Szymiński dostawił stopę do piłki i dał gościom prowadzenie 2:1. Ostatni cios zadał w 88. minucie Tomasz Wróbel. Znowu akcja została przeprowadzona lewą stroną. Gracz gości wpadł w pole karne i strzelił lewą nogą między Krzysztofem Markowskim a Mateuszem Matrackim.

Zdobywca dwóch bramek w dzisiejszym spotkaniu zasłynął kiedyś wyszukanym komentarzem do meczu GKS-u Bełchatów, w którym niegdyś występował. Gdy GKS przegrał z Cracovią 2:3, prowadząc do 85. minuty 2:0, Tomasz Wróbel rzekł w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl - Proszę powiedzieć, że ja się czuję, jak dziwka wydymana po jakimś gang bangu. To są moje słowa.

Ciężko o trafniejszy komentarz do tego, co obecnie przeżywa Zagłębie.