Dwa najbardziej utytułowane kluby wśród wszystkich drugoligowców zmierzą się ze sobą w piątkowy wieczór na Stadionie Ludowym.
Czterokrotny zdobywca Pucharu Polski kontra dwukrotny mistrz Polski czyli Zagłębie Sosnowiec kontra Stal Mielec. Te dwie drużyny stoczą bój w kolejce inaugurującej sezon 2014/2015 - pierwszy, w którym II liga składa się tylko z jednej grupy liczącej 18 klubów.
Oba kluby oprócz bogatej historii łączy także niepowodzenie w bieżącej edycji Pucharu Polski. Zagłębie przegrało z Sokołem Kleczew po rzutach karnych, a Stal Mielec poległa aż 1:4 z IV-ligową Spartą Jazgarzew.
Stal Mielec w ubiegłym sezonie była beniaminkiem II ligi wschodniej i aż do ostatniej kolejki toczyła bój o utrzymanie. W decydującym meczu mielczanie zremisowali w Elblągu z Olimpią 2:2 i taki rezultat dał Stali prawo gry w połączonej II lidze, a Olimpię zepchnął do III ligi.
Zagłębie i Stal po raz ostatni grały ze sobą na boiskach Ekstraklasy w sezonie 1991/1992. Oba mecze zakończyły się remisami. 2 listopada 1991 w Mielcu było 1:1 (bramkę dla Stali strzelił Adam Fedoruk, a dla Zagłębia Ryszard Czerwiec), a 6 czerwca 1992 na Stadionie Ludowym padł bezbramkowy remis.
Ostatnie zwycięstwo nad klubem z Mielca Zagłębie odniosło 4 sierpnia 1990 - 2:0 na wyjeździe po trafeniach Ryszarda Czerwca i Roberta Stachurskiego. W spotkaniu tym naszej bramki strzegł aktualny trener golkiperów Zagłębia Robert Stanek. W mieleckim zespole występował wówczas m.in. Krzysztof Łętocha. W piątkowy wieczór przeciwko naszemu zespołowi może zagrać jego syn Sebastian, który był najlepszym strzelcem Stali w minionym sezonie.
Jeśli o strzelcach mowa - niewykluczone, że przeciwko Zagłębiu zagra człowiek, który zdobył dla sosnowiczan 37 goli (z czego 21 na Stadionie Ludowym). Rafał Jankowski po trzech latach gry w Sosnowcu przeniósł się do Stali Mielec. Można powiedzieć, że "Jankes" podążył drogą Krzysztofa Tochela, który w 1986 roku także odszedł z Sosnowca do Mielca i występował w tamtejszym zespole przez trzy sezony.
W letniej przerwie do Zagłębia dołączyło aż 10 zawodników. Dwóch z nich (Dawid Ryndak i Krzysztof Markowski) już wcześniej grało w Sosnowcu. Dla reszty mecz ze Stalą Mielec może być okazją do debiutu w barwach Zagłębia na Stadionie Ludowym (Mateusz Matracki, Kamil Zalewski, Daniel Kutarba, Miłosz Kozak i Jakub Arak już zagrali w wyjazdowym meczu Pucharu Polski w Kleczewie).
Serwis 100% Zagłębie Sosnowiec nie ponosi odpowiedzialności za treść powyższych komentarzy - są one niezależnymi opiniami czytelników Serwisu. Redakcja zastrzega sobie prawo usuwania komentarzy zawierających: wulgaryzmy, treści rasistowskie, treści nie związane z tematem, linki, reklamy, obrażające innych czytelników i instytucje. Czytelnik ponosi odpowiedzialność za treść wypowiedzi i zobowiązuje się do nie wprowadzania do systemu wypowiedzi niezgodnych z Polskim Prawem i normami obyczajowymi.
I LIGA
BRAMKI:
7 - Kamil Biliński
2 - Ołeksij Bykow, Marek Fabry
1 - Kamil Bębenek, Sebastian Bonecki, Meik Karwot, Hubert Matynia, Adrian Troć, Joel Valencia, Marcel Ziemann, samobójcza (Patryk Procek, Podbeskidzie)
ASYSTY:
3 - Kamil Biliński
2 - Juan Camara, Michał Janota, Adrian Troć
1 - Ołeksij Bykow, Marek Fabry, Dean Guezen, Meik Karwot, Maksymilian Rozwandowicz, Dominik Sokół, Paweł Szostek, Nikodem Zielonka, Marcel Ziemann
ŻÓŁTE KARTKI:
8 - Sebastian Bonecki,
6 - Ołeksij Bykow, Dominik Jończy
4 - Vedran Dalić, Marek Fabry, Meik Karwot, Joel Valencia
3 - Maksymiian Rozwandowicz, Michał Janota, Konrad Wrzesiński,
2 - Kamil Biliński, Patryk Caliński, Dean Guezen, Mateusz Kos, William Remy, Marcel Ziemann
1 - Juan Camara, Ołeksij Dowhyj, Tymoteusz Klupś, Mateusz Machała, Hubert Matynia, Antonio Pavić, Artem Polarus, Dominik Sokół, Artem Suchoćkyj, Paweł Szostek, Adrian Troć, Łukasz Uchnast, Nikodem Zielonka
CZERWONE KARTKI:
1 - Sebstian Bonecki, Marek Fabry, Marcel Ziemann
PUCHAR POLSKI
BRAMKI:
2 - Marek Fabry
1 - Kamil Bębenek, Dawid Ryndak
ASYSTY:
2 - Sebastian Bonecki
1 - Dawid Ryndak
ŻÓŁTE KARTKI:
1 - Kamil Bębenek, Sebastian Bonecki, Ołeksij Bykow, Marek Fabry, Mateusz Machała, Dawid Ryndak
IV LIGA - REZERWY
BRAMKI:
6 - Antoni Kulawiak
5 - Bartosz Paszczela
3 - Mikołaj Staniak
2 - Kamil Bębenek, Igor Dziedzic, Mateusz Machała, Bartosz Martosz, Hubert Matynia,
1 - Karol Adamiec, Marek Fabry, Tymoteusz Klupś, Kamil Lipka, Piotr Płuciennik, Paweł Szostek, Adrian Troć, Łukasz Uchnast, Kacper Wołowiec, Marcel Ziemann, samobójcza (Tymoteusz Trzepizur, Unia Rędziny)
PUCHAR POLSKI - REZERWY
BRAMKI:
5 - Bartosz Paszczela
3 - Jan Janosz, Bartosz Martosz, Kacper Wołowiec
2 - Kamil Bębenek, Mateusz Mielczarek,
1 - Michał Barć, Szymon Celej, Igor Dziedzic, Antoni Kulawiak, Maksym Niemiec, samobójcza (Adrian Czaplak, Ostoja Żelisławice)
RUCH W INTERESIE
Do końca meczu Górnik Zabrze - Zagłębie Sosnowiec pozostało już
niewiele minut. Wynik 0:0. Jest to rezultat, który oznacza dla
Górnika spadek do drugiej ligi. Wprawdzie do końca rozgrywek
pozostały jeszcze trzy kolejki, ale wszystko już wiadomo. W Zagłębiu
gra Szaryński, który może mieć do Górnika pewne pretensje, więc mecz
trzeba grać na serio. Podanie do Gzila. Gzil jest (co potwierdzą
potem oficjalni obserwatorzy) 5 metrów na spalonym. Sędziemu
bocznemu jakby przyrosła ręka do boku. Sędzia główny Kustoń pozwala
grać. (Otrzymał za ten mecz ocenę \"11\" czyli wysoką). Gzil jest z
piłką już na polu karnym - zostaje podcięty przez obrońców. Karny!
Kto będzie strzelał? Gorgoń albo Szołtysik? Gorgoń nie chce - był na
zgrupowaniu w Jugosławii razem z bramkarzem Zagłębia. Szołtysik,
jedyny który pozostał z dawnego Górnika, nie przestrzelił jedenastki
od kilku lat. Jest zmęczony, ma 36 lat i jest to jeden z jego
ostatnich meczów w karierze. Wszyscy patrzą na niego. Ustawia piłkę,
strzela i... nie trafia do bramki. W tym momencie wiadomo było, że
Górnik spada z ligi, a obok niego najbardziej grozi to Ruchowi Chorzów.
Górnik w tym roku grał słabo, Ruch jeszcze gorzej. Siedem kolejek
przed końcem obie drużyny zajmowały ostatnie dwa miejsca spadkowe.
W bezpośrednim pojedynku Górnik wygrał lekko 2:0, mimo że podobno za
wygraną obiecano w Górniku pewną wielokrotność sumy 7, w Ruchu zaś
tę samą wielokrotność sumy 25. Ogólną wesołość wzbudziło potem
zwycięstwo 3:0 Ruchu nad Arką. Ta sama Arka wygrała tydzień później
z Górnikiem 3:0. To był uczciwy mecz, bo Arka pamiętała o Szarmachu,
którego Górnik zabrał jej kilka lat temu. W tym samym czasie odbywał
się w Mielcu mecz Ruch-Stal. Była to parodia futbolu. Stal wystawiła
kilku debiutantów, którzy dotychczas grali w A klasie oraz trzon
reprezentacji Polski na Mundial - Latę, Szarmacha i Kasperczaka. O
ich grze tak pisała \"Trybuna Ludu\" z dnia 20.IV: Szarmach, Lato i
Kasperczak czynili wszystko, aby nie kopnąć piłki. Ciekawe co na to
obserwatorzy PZPN, którzy zgodnie z obietnicą Związku powinni
czuwać, aby ostatnie decydujące o tytule i spadku mecze odbywały się
zgodnie z zasadami prawdziwej sportowej rywalizacji?\" Wynik -
oczywiście 1:0 dla Ruchu, a więc lepiej niż Hamburger SV i Real
Madryt na tym samym boisku, mimo że Ruch w aktualnej formie miałby
kłopoty z utrzymaniem się w II lidze.
Mimo tak cudownej passy, Ruch w dalszym ciągu znajdował się na
przedostatnim miejscu.
Chorzowski Ruch to statystycznie najlepsza drużyna w Polsce.
12-krotny mistrz Polski, jako jedyny zespół gra nieprzerwanie w
pierwszej lidze od roku 1927. Ruch grał 43 razy w ekstraklasie,
Wisła - 42, a Legia - 40. W ciągu 43 sezonów Ruch grał 998 razy
zdobywając 1169 punktów i 1840 bramek, zwyciężając - 459 razy,
remisując -251, przegrywając - 288.
Konsekwencje spadku przerażały sympatyków drużyny, która mogła się
pochwalić tak wspaniałymi wskaźnikami. Primo - polska piłka straci
swego pupilka i nie będziemy mieli zespołu, który nie zhańbił się
pobytem w II lidze. Ruch w II lidze wyglądałby jak prymus posadzony
na oślej ławce. Secundo: wszystkie te wskaźniki zaczęłyby się
pogarszać, krzywa Ruchu przestałaby rosnąć, co gorzej, zaczęłaby
spadać. A chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć, co oznacza spadek
krzywej. Do tego skandalu nie można po prostu dopuścić.
W \"Studio 8\" wróżba z komputera: mistrzostwo Polski zdobędzie Wisła,
która jednak przegra z Ruchem. Mózgi elektronowe nigdy się nie mylą,
ale ludzie, którzy je programują, są omylni. Co będzie, jeśli jakiś
programista popełnił błąd?
Pełni obaw zjawiamy się w Katowicach. W stolicy Śląska - nastroje -
jak zwykle dobre. Kilka rozmów z tutejszymi znawcami futbolu i już
humory nam się poprawiają. Nikt tutaj spadku Ruchu nie bierze w
ogóle pod uwagę. Górnik, niestety, zagapił się, ale Ruch w II lidze?
Chorzowski Ruch? Ludzie pukają się w głowę, a potem się dziwią: To
wy dziennikarze jeszcze nie wiecie? Będzie tak: Ruch wygra z Wisłą
2:0, Szombierki zremisują z Widzewem 1:1.
Rzut oka na tabelę. Rzeczywiście, w tym układzie wszystko się
zgadza. Ale co będzie, jeśli Widzew wygra lub przegra? Te dwie
ewentualności wzbudzają niepokój. W przypadku wygranej zagrożone
spadkiem są Szombierki; w przypadku przegranej, zagrożeni są
spadkiem piłkarze Widzewa i wówczas muszą wygrać u siebie następny
mecz z Ruchem pogrążając tym samym 12-krotnych mistrzów Polski. Los
niebiesko-białych może zależeć od tego, co będzie się działo na
boisku i w szatni Szombierek Bytom.
Wizyta na stadionie Ruchu w Chorzowie. Pytamy sekretarkę o
działaczy. Przecież mieli być o 15.30. Niestety, informacja
telefoniczna okazała się nieścisła. Wiceprezesa Antoniego Krawczyka
nie ma, bo nie ma. Natomiast sekretarza klubu Stanisława Fangora nie
ma, bo akurat przeprowadza się do innego mieszkania. Gdy kibice
grożą podpaleniem trybun, rzeczywiście lepiej jest zmienić adres.
Pytamy, gdzie mieszka sędzia Świstek - arbiter najbliższego
spotkania. Gerard Cieślik informuje nas, że to tajemnica służbowa, a
potem radzi pojechać do trenera Wieczorka: on wam najwięcej powie.
Na Stadionie Śląskim zgrupowani są piłkarze Ruchu. Trafiamy akurat
na naradę przedmeczową z zawodnikami. Czekamy na trenera Wieczorka,
a kiedy wychodzi z sali, proponujemy mu zakład. My uważamy, że Ruch
wygra 2:0,a on?
Proszę pana, żeby nie zajmować panu i sobie czasu - składa
oświadczenie dla prasy trener Wieczorek - dla nas jest to bardzo
ważny mecz, my go musimy wygrać i my go wygramy! Do widzenia.
Rzeczywiście, może to kiepski pomysł rozmawiać o kryzysie w klubie z
jego autorami. Może lepiej udać się na stadion Szombierek i tam
pogadać o Ruchu. W Szombierkach przyjmują nas z iście polską
gościnnością. Zapraszają do pokoju służbowego, częstują herbatą.
Towarzyszą nam dwaj sympatyczni panowie: kierownik sekcji piłki
nożnej i asystent trenera. Rozmowa toczy się wokół wydarzeń, które
jutro nastąpią.
Szombierkom jutro wystarczy remis. Że pogrążą w ten sposób Zawiszę?
Trudno. Taki układ... W tabeli, oczywiście. Szombierki nie chorują
na przerost ambicji. Wywalczą na własnym boisku skromny remis, a
wyjazd do Warszawy na mecz z Legią to będzie właściwie przyjemny
weekend.
Czy wiecie panowie że mecz w Chorzowie sędziuje Jerzy Świstek?
Gospodarze reagują śmiechem. Skąd ta wesołość? Bo z tym zasłużonym
dla naszego piłkarstwa arbitrem wiąże się wiele anegdot. Szombierki
miały gracza z potwornym zezem. Piłkarz popełnił faul. Sędzia
Świstek pokazał mu żółtą kartkę. Chłopak się zdenerwował i oko
poleciało mu do dołu. Arbiter myślał, że to był zez pod jego
adresem i wyrzucił zezowatego z boiska. W ogóle o sędziach można by
całą książkę napisać. Jednemu arbitrowi napastnik Mazur powiedział
po meczu: ty @#$%&. Spotkali się na jakimś meczu pół roku później.
Mazur popełnił drobny faul i natychmiast otrzymał czerwoną kartkę.
Zupełnie nie wiedział, za co go ta kara spotkała. Gdy schodził z
boiska, sędzia mu przypomniał - prezent od ciula.
Musimy przerwać na moment tę sympatyczną rozmowę, bo do pokoju
wchodzi ktoś ważny. Skąd wiemy, że ważny? Bo wszyscy umilkli i
wstali z szacunkiem. Ktoś ważny wysłuchał, o czym sobie gwarzymy i
stwierdził:
- Panowie, co tu dużo mówić. Piłka nożna nam się tak
zmerkantylizowała, że teraz liczą się pierwsze trzy pozycje i dwie
ostatnie. Trzy pierwsze miejsca gwarantują udział w rozgrywkach
pucharowych, a tym samym dodatkowe dochody, dwa ostatnie oznaczają
spadek z ligi, a tym samym spadek dochodów. To co jest pośrodku w
ogóle się nie liczy. Dzisiaj już nikt nie walczy o czwarte miejsce.
Chcemy wtrącić uwagę, że w tej sytuacji jest złoty środek. Drużyna
znajdująca się w środku tabeli może wyciągnąć większe korzyści ze
swej pozycji, niż drużyna walcząca o tytuł mistrza Polski -
odstępując oczywiście mecze. Ale w tym momencie wchodzi jeszcze
ważniejsza osoba niż poprzednia. Wszyscy wstają gwałtownie i udają
się na naradę.
Wychodzimy na zewnątrz. Przed budynkiem klubowym stoją trzy Fiaty
132p. Kierowcy czekają na swoich szefów. Narada przedłuża się. Mija
godzina, jak długo można radzić nad remisem? A może jeszcze coś
ciekawego ustalą? A jak uchwalą, to i tak nie powiedzą
dziennikarzom.
Na koniec rozmowa z trenerem Boroniem. Wiele się zmieniło ostatnimi
czasy w naszym piłkarskim światku. Zawodnicy strasznie się
rozpanoszyli, dyktują swoje warunki, zwalniają trenerów, sprzedają
mecze. Gdy pieniądze przesłaniają wynik, bardzo łatwo jest uknuć
spisek. Zdarza się, że lepsza drużyna spada do II ligi, a gorsza
zostaje w pierwszej. Kilka zespołów zmawia się, za plecami
upatrzonej ofiary odstępuje sobie lub odsprzedaje mecze. W ten
sposób w zeszłym sezonie sprzedano do drugiej ligi GKS Tychy.
Jeszcze kilka uwag o tendencjach schyłkowych w naszym piłkarstwie.
Narada trwa, kierowcy czekają w służbowych Fiatach.
Odwiedzamy Górnika Zabrze przed meczem ze Śląskiem. Panuje tu
spokój. Teoretycznie Górnik ma jeszcze szansę. Ruch musiałby
przegrać z Wisłą i Widzewem, a Zawisza z Pogonią i Odrą. Gdyby mecze
odbywały się na początku rundy, byłoby to wielce prawdopodobne. Ale
teraz? Wiadomo, że Ruch wygra. Już tylko dla porządku pytamy o
przewidywany wynik meczu. Oczywiście, 2:0 dla Ruchu. Ktoś jeszcze
bardziej wtajemniczony mówi nam, że obydwie bramki padną w ostatnich
10 minutach. W interesie Górnika leżałoby to, żeby spadł Górnik i
Ruch. Wtedy powiększono by ligę - to chyba jasne. Gdy spadną
Zawisza i Górnik co jest oczywiste - wtedy powiększenie ligi będzie
sprawą trudniejszą. Wszystko staje się jasne.
O 16 przybywamy na stadion Ruchu. Panów Fangora i Krawczyka nadal
nie ma. Jedyna osoba, która wyraziła chęć na rozmowę z nami to stary
bileter.
- 50 lat kibicowałem Ruchowi. Tylko w czasie wojny nie chodziłem na
mecze. A teraz muszę patrzeć na upadek drużyny.
- Głowa do góry. Wygracie przecież 2:0.
- Ale wszystko jedno, szkoda, wielka szkoda tego klubu. Działacze
zawinili.
Natomiast według opinii działaczy - o czym pisał \"Przegląd Sportowy\"
- winę, za degrengoladę klubu ponoszą dwaj trenerzy czechosłowaccy,
którzy co prawda dawno opuścili Polskę, ale uprzednio popełnili
wiele błędów. Trener Vican zbyt długo trzymał wypróbowanych graczy,
zaś jego następca, trener Havranek, postąpił odwrotnie: pospiesznie
wpuścił do drużyny młodzież.
Wchodzimy na trybuny. Kibice Wisły powiewają flagami, zbyt wcześnie
fetują zwycięstwo swoich ulubieńców. Nie wiedzą, że w tym meczu nie
jest ważne pytanie: ile i dla kogo. Ważne jest pytanie: za ile i
jak.
Początek meczu wzbudza naszą ciekawość. W jaki sposób najlepsza
drużyna w Polsce przegra z najgorszą. Początek spotkania wcale nie
wróży wyniku 2:0. Piłkarze Wisły panują na boisku. Grają stylowo,
lecz zbyt delikatnie. Nie wykańczają akcji. Natomiast w szeregach
Ruchu panuje chaos. Dużo niecelnych podań. Mają chłopcy serce do
walki, lecz nie mają umiejętności. W 38 minucie Kmiecik strzela
bramkę. Sędzia Jerzy Świstek nie uznaje jej, gdyż dopatruje się
spalonego. Bardzo problematyczny ten spalony.
W przerwie na korytarzu spotykamy byłego zawodnika Ruchu. Mówi nam,
że Ruch jest tak słabą drużyną, iż nie powinien grać w I lidze. Za
ten stan rzeczy odpowiadają działacze.
- Odsunęli mnie od gry w drużynie, bo za dużo wiedziałem.
- Ale co pan wiedział?
- Panowie pozwolą, że nie odpowiem na to pytanie.
Pozwalamy, bo co nam innego pozostaje. Mało konkretów, są jedynie
niedomówienia, aluzje. Mętne to wszystko jak gra Ruchu Chorzów.
Po przerwie Wisła cofa się do obrony. Pod własną bramką kapitan
zespołu Antoni Szymanowski komentuje wydarzenia na boisku: \"Tu się
nic nie da naciągnąć, to nie Stal Mielec\". Kilka minut później mówi
do swoich kolegów: \"Świstek tylko czeka, żeby nam dać karnego\".
W ostatnich 10 minutach piłkarze Wisły przestają grać. W 81 minucie
Bula z bliskiej odległości strzela bramkę, w 85 wiślacy faulują na
polu karnym. Sędzia dyktuje rzut wolny pośredni. Bula przerzuca
piłkę nad murem Wisły i podaje do dwóch piłkarzy stojących na polu
karnym. Nikt ich nie kryje, więc Mikulski dopełnia formalności
strzelając drugą bramkę.
Po meczu podchodzimy do Antoniego Szymanowskiego. Nasz
reprezentacyjny obrońca ubrany w garnitur czeka przy autokarze na
swoich kolegów. Dookoła tłum kilkunastoletnich chłopców.
- Świstek nie uznał nam pierwszej bramki - krzyczy wzburzony
Szymanowski. - Baliśmy się w ogóle grać, baliśmy się kogokolwiek
dotknąć, bo od razu byłby karny. Ale Ruch i tak spadnie z ligi, nikt
i nic mu nie pomoże.
Lecz wszystko wskazuje na to, że przepowiednia Szymanowskiego się
nie sprawdzi. Szombierki zremisowały z Widzewem 1:1, Ruch wygrał
2:0. Wszystko przebiega jak w dobrze zaplanowanym scenariuszu.
Komputer ze \"Studia 8\" się nie pomylił. Pozostaje pytanie: kto to
wszystko tak precyzyjnie zaplanował. Czyżby kolejne zwycięstwo
mechanizmu nad ludzką ułomnością?
Przed meczem w Chorzowie zawodnicy Wisły zażądali zmiany sędziego.
Zadzwoniliśmy w tej sprawie do S. Eksztajna, który jest wiceprezesem
do spraw sędziowskich w PZPN. Oświadczył nam, że wysoko ocenia pracę
sędziego Świstka z Przemyśla. Dziwią go jakiekolwiek zarzuty w
stosunku do tego cenionego arbitra, który jest również cenionym
działaczem społecznym. Otrzymał za swoje sędziowanie wysoką notę
\"11\".
Przed ostatnią kolejką dzwonimy do klubu Zawisza, pytamy, czy zdają
sobie sprawę z sytuacji. Kierownik sekcji piłkarskiej umęczonym i
zrezygnowanym głosem mówi nam, że wszystko wie i że jutro jego klub
będzie w drugiej lidze. Nic na to nie poradzą. Wynik meczu w Łodzi
znany jest od dawna. Wygra Ruch. Usiłujemy pocieszyć kierownika.
Boniek przecież, który grać będzie w Łodzi przeciwko Ruchowi, jest
sam w stanie ograć całą jedenastkę Ruchu i bramkę strzelić, aby mu
się tylko chciało. - Właśnie... - mówi zrezygnowanym głosem
kierownik sekcji.
Na mecz Widzewa przybyło około 10 tysięcy widzów. Widzew jak zwykle
został powitany gorąco. Spodziewano się ciekawego meczu. I
rzeczywiście, tak się stało. Po pierwszym gwizdku zawodnicy Widzewa
zastosowali dość interesujący manewr taktyczny. Cała drużyna z
wyjątkiem trzech napastników zgromadziła się w okolicy punktu, skąd
strzela się rzuty karne zostawiając resztę pola karnego wolną. W
ciągu pięciu minut Ruch stworzył kilka sytuacji, z których bramki
paść musiały. Nie stało się tak jednak, bo zawodnicy Ruchu, mimo, że
stwarzano im sytuacje stuprocentowe pudłowali, bądź trafiali prosto
w bramkarza. Burzyński - bramkarz Widzewa - obronił znakomicie kilka
strzałów. Grał przeciwko własnej drużynie i Ruchowi. Tę wybitnie
niekoleżeńską postawę tłumaczyć można tym, że działał
bezrefleksyjnie, a kierował nim wyłącznie odruch bezwarunkowy. Tak
wytłumaczyłbym też postawę pomocnika Widzewa - Kowenickiego, który
przedtem podając do pomocników Ruchu piłkę stworzył pięć sytuacji
podbramkowych, by przy szóstej, którą wypracowali jego koledzy,
wybić piłkę z pustej własnej bramki. Zrozumiał na szczęście swój
błąd i aż za głowę się złapał. Zawodnicy Ruchu, gdy otrzymywali od
przeciwników piłkę 10 metrów od bramki, nie bardzo dawali sobie
radę. Dopiero Beniger kiedy dostał piłkę 2 metry od bramki,
wepchnął ją do siatki. Na widowni rozległ się najpierw 10-tysięczny
śmiech, a potem gwizdy i skandowanie: \"Lipa, lipa\". Dziwi nas taka
postawa publiczności. Piłkarze z Chorzowa znaleźli się w trudnej
sytuacji, a koledzy z Widzewa im pomogli. W przyszłym roku Ruch być
może się zrewanżuje. Cztery minuty potem pada druga bramka, chwilę
później trzecia. Widownia przestaje się śmiać. Jedna bramka to
jeszcze było śmieszne, ale trzy? Widownią powoduje ambicja. Nikt nie
lubi, kiedy uważa się go za frajera. To słuszne. Ale zaraz żeby
krzyczeć: Ruch kupił mecz? Ruch prosił o pomoc. Pomoc otrzymał. Gdy
było już 3:0, kibice zaczęli krzyczeć - Boniek, ratuj Zawiszę.
Dlaczego Boniek miałby pomagać? To prawda, że jest wychowankiem
Zawiszy, ale ratować - przecież to odwoływanie się do znajomości, a
to zawsze pachnie korupcją. W chwilę później moment słabości miał
jeden z napastników Widzewa, piłka zeszła mu z nogi i wylądowała w
siatce Ruchu. 3:1. Za moment stoper Ruchu - Jakubczyk sam sobie
strzelił bramkę, co przy tak ustawionym meczu wymaga już wybitnego
talentu. Zrobiło się 3:2 - cienko, jeszcze jedna samobójcza bramka i
remis. Trzeba temu zapobiec. Obrona Widzewa usiłuje zrobić sobie
karnego, ale nie wychodzi. Tylko rzut wolny bezpośredni. Strzela
Bronisław Bula. Może niepotrzebnie bramkarz ucieka do słupka, a
obrońca Widzewa pokazuje Bronkowi Buli, gdzie ma strzelać. Bo Bronek
Bula to już starszy raczej dżentelmen i bez tego mógłby nie trafić.
Ponieważ bramka jest pusta, a mur stworzony przez zawodników uchyla
się, to pan Bronek bezbłędnie trafia z 16 metrów do pustej bramki.
4:2 dla Ruchu.
Na mecz przyjechało kilkuset sympatyków Ruchu. Przy pierwszej bramce
cieszyli się, potem przy następnych trzech już nie. Wśród zawodników
Ruchu też nie widać było radości po kolejnych bramkach. Na jednej z
trybun usiadło kilkuset 10-12-letnich chłopców. Po czwartej bramce
dla Ruchu rozległ się stamtąd chóralny dziecięcy śpiew: \"Ruch kupił
mecz, Ruch kupił mecz, heja, heja - Ruch kupił mecz\". Z trybun pod
adresem piłkarzy obydwu drużyn padają okrzyki - \"Widzew do \"Wifamy\"
- do uczciwej pracy\", \"Bula, ile żeś zabulał\", \"prokurator do
szatni\".
Zapewniamy, że prokurator w szatni nic by nie znalazł.
W czasie przerwy rozmawiamy z kilkunastoma porządkowymi. Są kibicami
od dwudziestu i więcej lat i takiego meczu jeszcze nie widzieli.
Pierwsza połowa kończy się wynikiem 4:2. Zawodnicy żegnani okrzykami
- złodzieje! schodzą do szatni, patrząc w ziemię. Trener Waligóra,
trenujący Widzew, nie wyjdzie na drugą połowę, zostanie w szatni.
W drugiej połowie bramek nie ma. Nie wytrzymuje nerwowo Władysław
Dąbrowski, który z wolnego trafia w poprzeczkę. Ogólną wesołość
wzbudza odbierana na tranzystorach relacja sprawozdawcy radiowego,
który jakby nigdy nic informuje radiosłuchaczy, że świetny mecz
rozgrywa Bronek Bula, a po przerwie Widzew chce odrobić straty.
W pewnym momencie zauważamy, że kilku zawodników na boisku uśmiecha
się. Jak się potem okazało, sędzia pan Suchanek - notabene jeden z
najlepszych arbitrów polskich - zapytał jednego z zawodników - jaki
będzie wynik? Żart jest dobry, stąd uśmiechy na boisku. Koniec
meczu. 4:2. Entuzjazmu nie ma. Zwycięzcy i pokonani schodzą ze
spuszczonymi głowami z boiska.
Pod szatnią zgromadzi się kilkudziesięciu kibiców, którzy krzyczą:
\"Prezes, oddaj pieniądze!\". Żądanie jest niepoważne. Futbol jest
formą rozrywki. A tak śmiesznego widowiska nie oglądaliśmy dawno. Za
śmiech trzeba płacić.
W związku z nieodpowiedzialnymi wystąpieniami części publiczności na
stadionie Widzewa, proponujemy utworzenie ligi działaczy sportowych.
Spotkania odbywałyby się w zacisznych barkach lub przy zielonych
stolikach. Powinny być transmitowane przez telewizję. Kibice
przekonaliby się w ten sposób, że walka przy pomocy \"bondówek\" jest
nie mniej trudna, niż za pośrednictwem piłki. Walka między
działaczami musi być z natury swojej uczciwa, bo działacze jako
ostatnia instytucja są nieprzekupni. Czy słyszał ktoś o przekupieniu
działacza kupującego mecz?
A tak w ogóle to dobrze się stało, że Ruch został w I lidze. Nie
ucierpiała na tym statystyka. Mamy drużynę grającą 44 sezon w
ekstraklasie. Niedzieli cudów też nie było. Dwie ostatnie kolejki
odbywały się w sobotę i wtorek.
MAREK BAHDAJ
ANDRZEJ ZAWISZA
\"Kulisy\", 14.05.1978
Zmieniany 5 raz(y). Ostatnia zmiana 2008-04-06 20:15 przez Agnan.
Zaloguj się aby dodać własny komentarz